Covid-19 powoli staje się chorobą sezonową, ale nie należy tego błędnie utożsamiać z brakiem zagrożenia. Przy tak dużej śmiertelności, na pewno nie jest ani grypą, ani przeziębieniem – podkreśla lubelski naukowiec.
Niestety: sezonowość jest mylnie kojarzona z grypą czy przeziębieniem. Owszem, kolejne fale epidemii mogą być mniej dotkliwe, ale przy każdym nowym wariancie są jakieś znaki zapytania – zwraca uwagę prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska z Katedry Wirusologii i Immunologii UMCS w Lublinie.
Podkreśla, że potrzeba wielu lat, żeby SARS-CoV-2 stał się wirusem przeziębieniowym.
– Powinniśmy mieć tego świadomość. Niestety, po decyzjach rządu o luzowaniu obostrzeń, odbiór społeczny może być zupełnie inny i wielu ludzi może ignorować zagrożenie, które przecież cały czas jest – zaznacza prof. Szuster-Ciesielska.
Początek końca?
W środę, ku zaskoczeniu wielu lekarzy i naukowców, minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosił „początek końca pandemii”. Zaznaczył, że „apogeum piątej fali jest już za nami”, a tendencję spadkową można uznać za stałą.
W związku z tym, już w przyszłym tygodniu liczba łóżek covidowych ma zostać zmniejszona z 30 do 25 tysięcy. 5 tysięcy łóżek ma być z powrotem udostępnionych dla pacjentów niezakażonych.
Od 15 lutego będzie skrócona izolacja z 10 dni do tygodnia. Kwarantanna współdomowników będzie obowiązywać tylko w okresie izolacji zakażonego. Nie będzie też już tzw. kwarantanny z kontaktu, która była nakładana przy wywiadzie epidemiologicznym. Z kolei w szkołach od 21 lutego wraca nauka stacjonarna.
– Takie publiczne, jednoznaczne stwierdzenia o początku końca pandemii są mało odpowiedzialne. Tym bardziej, że naukowcy i epidemiolodzy mają wątpliwości co do tego, kiedy to faktycznie nastąpi. Nie wiemy też czy i jak szybko będzie rosnąć liczba reinfekcji i jak będzie się zachowywał podwariant Omikronu BA.2 – dodaje Szuster-Ciesielska.
Pandemia już raz odwołana
Prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska ocenia, że decyzje dotyczące znoszenia obostrzeń zostały podjęte zdecydowanie za wcześnie i mają raczej służyć celom gospodarczym, a nie medycznym.
– Dotyczy to chociażby skrócenia izolacji do 7 dni, podczas gdy część chorych – ok. 30 proc. – nawet po upływie tygodnia może nadal zakażać innych. Przedwczesny jest też powrót do nauki stacjonarnej, w sytuacji kiedy jest bardzo dużo hospitalizacji dzieci, a poziom szczepień w tej grupie jest bardzo niski – zwraca uwagę Szuster-Ciesielska. Przypomina, że pandemia juz była „odwołana”. Zrobił to premier Mateusz Morawiecki, w maju 2020 roku.
Potem przyszła jesienna fala, która doprowadziła system ochrony zdrowia do granicy wytrzymałości.
– Środowe wystąpienie ministra zdrowia bardzo przypomina tamto wystąpienie premiera. Oby historia się nie powtórzyła – podkreśla Szuster-Ciesielska. – Nie mamy jednak stuprocentowej pewności, dlatego rząd powinien być bardziej ostrożny w łagodzeniu restrykcji. To nie jest dobry moment na takie decyzje. Należałoby zaczekać jeszcze dwa-trzy tygodnie, żeby faktycznie przekonać się czy sytuacja jest stabilna.
Chorych wcale nie ubywa
Tym bardziej, że w szpitalach w naszym województwie wcale nie widać, by liczba hospitalizacji z powodu Covid-19 znacząco spadła. Lech Sprawka, wojewoda lubelski, przyznał że „nie ma aktualnie przestrzeni do tego, żeby odmrażać łóżka dla pacjentów covidowych”.
– W naszym szpitalu jest wręcz wzrost. Jeszcze trzy dni temu mieliśmy wolnych 80 procent łóżek covidowych, teraz to już tylko połowa. Trudno tu więc mówić o stabilnej sytuacji, która pozwalałaby na decyzje zmniejszaniu liczby takich miejsc – mówi Krzysztof Bojarski, dyrektor szpitala w Łęcznej. – Do ubiegłego piątku mieliśmy pojedynczych pacjentów. W ciągu kilku dni ich liczba wzrosła do blisko 40. Co prawda nikt nie wymaga respiratora, ale musimy ostrożnie podchodzić do nagłych zmian i poczekać jeszcze kilka dni na rozwój sytuacji.
Wolne są także wszystkie respiratory w szpitalu w Puławach. Covidowych pacjentów jednak nie ubywa.
– Mamy szczyt obłożeń. Na 63 typowo covidowe łóżka dla pacjentów dorosłych, którzy nie wymagają respiratora, wolne są tylko trzy. Liczba hospitalizacji zacznie spadać, ale to jednak perspektywa tygodnia-dwóch – przyznaje Piotr Rybak, dyrektor szpitala w Puławach. – O redukcji łóżek trudno więc w tym momencie mówić. Dobra wiadomość jest taka, że wolne są wszystkie miejsca respiratorowe i oby ta tendencja się utrzymała.
W marcu o krok dalej
Minister Niedzielski zapewniał, że dynamiczne wzrosty zakażeń w piątej fali nie mają przełożenia na dynamiczne wzrosty hospitalizacji.
– Maleje więc ryzyko braku wydolności opieki zdrowotnej – powiedział szef resortu zdrowia. Dodał: – Mam nadzieję, że w marcu będziemy już mogli podejmować odważne decyzje dotyczące wprowadzenia łagodnych regulacji. Inne kraje znoszą restrykcje i to jest scenariusz, który też nas czeka.
Czy w marcu sytuacja epidemiczna będzie już na tyle opanowana?
– W krajach Europy Zachodniej, w których piąta fala wyraźnie opada, faktycznie znoszone są obostrzenia dotyczące na przykład obowiązku przedstawiania paszportów covidowych czy noszenia maseczek na zewnątrz. Są kraje, które całkowicie zniosły obostrzenia jak na przyklad Wielka Brytania. Moglibyśmy się na nich wzorować, ale minister Niedzielski zapomniał o ważnej kwestii. Poziom wszczepienia w tamtych krajach jest o wiele wyższy niż w Polsce– zaznacza prof. Szuster-Ciesielska. Zwraca uwagę: – Sprawniejszy jest też system opieki zdrowotnej. Nie można więc tego zestawiać jeden do jednego. Ponadto, w wielu krajach europejskich obostrzenia były dużo bardziej restrykcyjne niż u nas. Obowiązywała na przykład godzina policyjna, obowiązek noszenia maseczek również na zewnątrz, paszporty covidowe. Luzowanie obostrzeń odbywa się tam więc stopniowo w taki sposób, aby dalej zapewnić obywatelom bezpieczeństwo. U nas, gdzie nie zostały nawet wprowadzone paszporty covidowe, zapowiedź znoszenia tych bardzo skromnych obostrzeń moim zdaniem na ten moment jest przedwczesna.