Sobotni poranek przy ul. Noskowskiego w Lublinie. Wokół osiedlowego boiska gromadzi się spora grupa mężczyzn z torbami sportowymi. Większość z nich jest znakomicie zbudowanych. Czy to kolejna ustawka piłkarskich chuliganów? Nie, to jeden z ostatnich przedsezonowych treningów Tytanów Lublin – jedynego w województwie lubelskim klubu zajmującego się futbolem amerykańskim.
– To zespół rezerw ekipy występującej w Toplidze, która nieustannie zdobywa medale mistrzostw Polski – tłumaczy Andrzej Jakubiec, rozgrywający lubelskiego zespołu.
Za 6 i za 3
Na czym polega futbol amerykański?
– Najprościej mówiąc, na zdobywaniu punktów. Można je uzyskać dzięki touchdownowi, czyli przyłożeniu piłki w polu punktowym rywali lub poprzez kop między słupy. Touchdown jest wart sześć oczek, a field goal trzy punkty. Istnieją jeszcze kopy podwyższające czy zagrania safety, ale o tym najlepiej przekonać się, oglądając mecze Tytanów. Jednocześnie na boisku w każdym zespole przebywa po 11 zawodników – tłumaczy zawiłości dyscypliny Tomasz Melaniuk, kapitan defensywy Tytanów. – W ataku drużyna ma do dyspozycji cztery próby, w czasie których musi zdobyć przynajmniej dziesięć jardów. Jeżeli tego nie zrobi, traci piłkę na rzecz rywali. Mecz składa się z czterech kwart, a każda z nich trwa dwanaście minut. Jednak wybierając się w niedzielę na obiekt Budowlanych, należy zarezerwować sobie minimum trzy godziny, bo czas jest często zatrzymywany.
Braliśmy praktycznie każdego
Romans Lublina z futbolem amerykańskim rozpoczął się w 2009 r., kiedy Zbigniew Wyrzykowski i Sergiusz Kuczyński wyciągnęli na boisku nad Zalewem Zemborzyckim jajowatą piłkę i postanowili się nią pobawić.
Wkrótce odbył się pierwszy trening Tytanów, na którym zjawiło się zaledwie sześć osób. Dziś obu panów już nie ma w klubie, ale jest za to 45 zapaleńców, którzy nie zważając na koszty, trzy razy w tygodniu trenują, aby przygotować się do pierwszego sezonu w PLFA.
– Rekrutacja była prowadzona przez kilka miesięcy. Braliśmy praktycznie każdego, kto umiał biegać i łapać piłkę – tłumaczy Jakubiec.
– Ważna była również wytrwałość – dodaje Melaniuk. – Futboliści trenują, nie patrząc na pogodę. Trzeba mieć w sobie prawdziwego wojownika, aby wychodzić w takich warunkach na boisko. Zwłaszcza że do tego sportu dokłada się własne pieniądze.
Taniej na wyjeździe
Futbol amerykański nie jest tanią dyscypliną. "Zbroja” zawodnika kosztuje około 1500 zł. – Za naramienniki i kask należy zapłacić około tysiąca złotych. Dochodzą do tego jeszcze buty, spodenki i ochraniacze – wymienia jednym tchem Melaniuk.
Tegoroczny budżet Tytanów wynosi około 20 000 zł. Ta suma musi starczyć na sześć spotkań – trzy mecze w Lublinie i trzy wyjazdy.
– Paradoksalnie, mecze wyjazdowe są tańsze niż te rozgrywane u siebie. Koszt domowego spotkania przekracza dwa tysiące złotych. Czterech sędziów inkasuje łącznie 1080 zł. Trzeba jednak dodać, że arbitrzy pokrywają z własnej kieszeni koszty dojazdu, a więc rzeczywista suma, którą zarabiają na jednym spotkaniu, jest znacznie niższa. Musimy również opłacić wynajęcie boiska, opiekę medyczną oraz ludzi odpowiedzialnych za biuro prasowe. To również nie są małe sumy – tłumaczy Jakubiec.
Jeżeli jeszcze nie jesteście przekonani, by wybrać się w niedzielę na mecz Tytanów, to dodajmy, że będą jeszcze piękne cheerleaderki.
– Udało się nam stworzyć zespół cheerleaderek. Dziewczyny regularnie trenują i mają już przygotowanych kilka układów – podkreśla Jakubiec. – Chcemy, by futbol amerykański stał się sportem wszystkich lublinian. Wiemy, że nie mamy szans w konkurencji z żużlowcami czy piłkarzami Motoru. Uważam jednak, że ściągnięcie na mecz około czterystu fanów byłoby dla nas olbrzymim osiągnięciem.
Rywale w oczach Tytanów
• Diabły Wrocław
Zmierzymy się z nimi już w niedzielę. To potencjalnie najsilniejszy zespół w drugiej lidze. Czy odczuwam stres? Oczywiście, już od miesiąca myślę tylko o naszym debiucie w rozgrywkach.
• Saints Częstochowa
Mają już za sobą jeden sezon w PLFA, więc przewyższają nas doświadczeniem. Gramy z nimi jednak na własnym terenie, a do swojego ogródka
nie pozwala się nikomu wchodzić w butach. Jestem przekonany, że pokonamy ich.
• Tychy Falcons
Rok temu graliśmy z nimi sparing i wygraliśmy 21:8. Jednak od tego czasu ten zespół nieco zmienił się i podniósł swoje umiejętności. Grają twardy i siłowy futbol. My jednak nikogo się nie boimy.
Tomasz Melaniuk (kapitan defensywy):
• Silvers Olkusz
Ten zespół to prawdziwa zagadka. Nie mają żadnego doświadczenia, bo nie startowali wcześniej w PLFA. Nie wolno ich jednak lekceważyć.
• Ravens Rzeszów
Nasi dobrzy znajomi. W lidze "ósemek” dwukrotnie ich ograliśmy. W stolicy Podkarpacia wygraliśmy 34:0, a u siebie 38:12. Pałają jednak rządzą rewanżu, dlatego to będzie bardzo zacięty mecz.
• Rybnik Thunders
Debiutant w PLFA, który może okazać się czarnym koniem rozgrywek. Powstali z połączenia kilku śląskich ekip. Na inaugurację sezonu gładko pokonali Silvers 36:19.
Kto jest Tytanem?
Kto nad tym panuje?
– Ten sport jest w USA traktowany jak religia. Od najmłodszych lat uwielbiałem uganiać się za jajowata piłką – wyjaśnia Delanie R. Swenson.
Amerykanin jest wymagającym szkoleniowcem. Zajęcia są często przerywane, a kiedy któryś z zawodników ociąga się z wykonywaniem poleceń, wtedy rozlega się krzyk "dziesięć pompek”. – Coach wprawdzie rozumie język polski, ale rozmawia z nami wyłącznie po angielsku. Była to dla nas znakomita możliwość podszlifowania języka. Teraz nawet osoby, które nie znały angielskiego, potrafią się spokojnie dogadać z trenerem – tłumaczy Jakubiec.