Rozmowa z Aidą Kosojan-Przybysz, ormiańską piosenkarką i jasnowidzem.
• Dom dzieciństwa nosi się w sercu. Jaki był pani dom?
– To były dwa domy. Jeden to dom moich rodziców i dziadków ze strony ojca, gdzie się urodziłam i mieszkałam pierwszych osiem lat. Natomiast wakacje spędzałam u babci, w małej miejscowości pod Batumi. Do plaży było 50 metrów, z okna widziałam Morze Czarne. Wypatrywałam statków i gwiazd. Blisko tego domu miałam wesele.
• Pani babcia jest jasnowidzem?
– Tak. Babcia Ania ma 86 lat. Kiedy byłam mała przepowiedziała, że będę miała podobne zdolności. Jak każda pierworodna kobieta w naszej rodzinie. Druga babcia Margo, która też miała zdolności jasnowidzące, kiedyś przekazała mi rodzinną mądrości, której przestrzegam do dziś: każdego dnia wieczorem dom musi lśnić, nie zostawia się brudnych naczyń w zlewie. Czysty poranek otwiera drzwi na nowy, czysty dzień.
• Jakie studia pani skończyła?
– Finanse na prestiżowej uczelni na Ukrainie. Była moda na ekonomię, więc wybrałam bankowość.
• Tam pani poznała męża?
– Przyjechał na wymianę studencką. Był studentem lubelskiej politechniki. Zaczęło się totalnie niewinnie, ale od razu intensywnie. Mąż po tygodniu mi się oświadczył. Wystąpiła szybka reakcja uczuciowa. Z obu stron. To się nadaje na scenariusz. Nie do uwierzenia na dzisiejsze czasy.
• Obrzucił panią kwiatami, ukląkł?
– Nie, nie. Pocałował w rękę... Dwa lata później pobraliśmy się. Dziesięć lat mieszkaliśmy w Lublinie, teraz prawie od 10 lat mieszkamy w Warszawie.
• Jaki jest wasz dom?
– Mieszany, polsko-ormiański. Córki mówią w dwóch językach. Dużo muzyki, dużo emocji i uczuć. Margo ma 4 lata, Alicja siedemnaście.
• Od czego zależy pogoda domu?
– W tradycji mojej rodziny to kobieta stwarza atmosferę. Każdy dom mojej babci był taki jak moja babcia. W naszej tradycji to kobieta pielęgnuje w domu miłość i zaufanie, stara się nie pamiętać złego. Może mężczyźni się poobrażają, ale scenarzystą w rodzinie jest kobieta. Jeśli będzie mocno "piłować” nastrój mężczyzny, to on w końcu wybuchnie. Kobieta łagodzi obyczaje, to przez kobietą są wojny lub ich nie ma.
• Miłość to jest...
– Poczucie ogromnego bezpieczeństwa, które powoduje spokój i radość jednocześnie.
• Ma pani w mężu wsparcie? Zawsze?
– Oczywiście. W jednym z afrykańskich plemion człowieka porównuje się do drzewa. Przy ziemi trzymają człowieka korzenie. Z mężem razem budujemy dom. Nasze korzenie są splątane. Korzenie jego domu i mojego domu się poprzeplatały, powstało jedno drzewo wspólne. Jeszcze mocniej trzymamy się razem. Nie może być tak, że tylko jedna osoba trzyma cały dom na głowie.
• A co to jest przeznaczenie?
– To są szanse i możliwości, które dostajemy. To są stawiane na drodze doświadczenia. I talenty, które dostajemy. Co z tym zrobimy, to już zależy od nas. Mamy wolną wolę.
• Czy nasz los jest z góry wyznaczony?
– Nie. Jest droga pokazana. Jest wiele przystanków i wydarzeń na tej drodze. Jeden maszynista bezpiecznie staje na stacji, inny ma wypadek. Człowiek musi się starać przewidywać wypadki i zmienić tor jazdy lub środek transportu.
• Ścieżki naszego życia bywają mocno zaplątane i krzywe. Jak się na nich odnaleźć?
– Najważniejsze, żeby nie plątać ich na własne życzenie lub życzenie bliskich. Bardzo często dajemy się manipulować własnym lękom lub osobom, które kochamy. Wtedy zatracamy poczucie własnego ja i zaczynamy ślepo wierzyć w coś, co nie jest dla nas dobre. To tak jak z cukrzycą. Jeden może najeść się cukierków, że aż go brzuch boli, drugiego może to doprowadzić do tragicznych skutków. Słodkie i przyjemne na każdego działa inaczej.
• Czy jest recepta na szczęście?
– Robić, to co kochasz. I żeby to nie krzywdziło innych.
• A co w życiu jest najważniejsze?
– Miłość jest siłą napędową. Zdrowie jest siłą ciała. Jeśli dusza, rozum i ciało są w harmonii, to człowiek się czuje szczęśliwy. Idzie do przodu. A bez miłości zdrowy człowiek jest jak drzewo bez owoców.
• Boi się pani starości?
– Nie, nawet pragnę starości.
• Dlaczego?
– Starość jest nagrodą. Pozwala długo widzieć bliskich. A to jest najważniejsze piękno na świecie widzieć, jak twoje dzieci dojrzewają, nawet starzeją się. Starość jest wewnętrzną pięknością, tylko ludzie jej tak nie traktują.
• Boi się pani śmierci?
– Nie. Boję się, że z czymś nie zdążę. Śmierć w odpowiednim czasie jest wypoczynkiem. Jak człowiek już wszystko zrobił, nawet chce odejść. Jak cały dzień ciężko pracujemy, chcemy się położyć i odpocząć. Zamknąć oczy i oddalić się od wszystkiego…
• Jest pani szczęśliwa?
– Czasami bardzo, bardzo. Jest taka polska piosenka, że w życiu piękne są tylko chwile. Bywają piękne godziny i dni. Jak będę już stara, będę mogła powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Dziś żyję i przyjmuję życie takim, jakie ono jest. I staram się być szczęśliwa. Trzeba umieć być szczęśliwym.
• Zaglądając w ludzkie oczy nie boi się pani kłopotów i dramatów, które może tam zobaczyć?
– One i tak do mnie przychodzą. Inaczej nie da rady. Nie umiem się odciąć. Chirurg operuje w rękawicach i też się może zaciąć. Ja nie mam żadnych rękawic. W losy bliskich staram się nie zaglądać. Moja babcia nie lubiła tego robić. Uważała, że każdy z nas ma swojego anioła i można od niego usłyszeć informację o sobie; nawet przez sen. Jednej rzeczy mnie nauczyła i ostro się tego trzymam. Jak jest bardzo bardzo źle, ostania umiera nadzieja. Musisz prosić Boga, żeby zmienił plany.
• Stary rok się kończy. Co warto jeszcze zrobić?
– Pozamykać, co się da, jeśli chodzi o sprawy emocjonalne. Oprócz tego, że z 30 na 31 robi się wielkie sprzątanie, to trzeba jeszcze się otworzyć na nowe sprawy. Nie tylko spłacić długi, te materialne i emocjonalne, trzeba pamiętać o starych ludziach. Zadzwonić, odezwać się do najbliższych, pożyczyć sobie wszystkiego najlepszego, bo dobro wraca.
• Zrobić sobie mocne postanowienie poprawy
– Woody Allen mówi, że jeśli chcesz rozśmieszyć pana Boga, powiedz mu o swoich planach na przyszłość. Plany trzeba mierzyć według swoich sił. Zamiast rozśmieszać Boga, trzeba prosić go o dobre warunki do ich realizacji.