Determinacja, poświęcenie - tylko tak można nazwać to, co dla chorej córki zrobiła Zina. Na Ukrainie jej 15-letniej córce Oldze nie dawano szans, a próby leczenia nie przynosiły żadnych skutków.
Do Polski przyjechały we wrześniu ubiegłego roku.
15-letnia Olga zachorowała na białaczkę. Jej mama zaczęła szukać pomocy wszędzie, gdzie było to możliwe. Olga trafiła do szpitala, ale na Ukrainie, gdzie mieszkają, leczenie białaczki nie jest prowadzone na "wystarczającym” poziomie.
Bez szans
Dziewczynce nie dawano szans. Dodatkowo, chemia, którą Olga dostawała, zagrażała jej życiu. Rodzina zaczęła szukać pomocy za granicą. Pojawiła się propozycja wyjazdu do Stanów Zjednoczonych lub do Niemiec. Jednak w pierwszym przypadku wyjazd nie był możliwy ze względu na ciężki stan zdrowia Olgi. W drugim: koszty były kolosalne.
Dopiero w Lublinie, w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym, udało się znaleźć pomoc.
- W ciągu jednego dnia udało się załatwić wizę, wsiedliśmy w samochód i w nocy przyjechaliśmy do szpitala - wspomina Zina Duszko, mama Olgi. - Nie chcieliśmy czekać na najgorsze, bo na Ukrainie białaczka to wyrok śmierci.
Walka o życie
Rodzina chorej sprzedała wszystko, co było możliwe. Pomogli przyjaciele i rodzina. Ale to nie wystarczyło. Mama Olgi zastawiła dom, wzięła kredyt. I kiedy wydawało się, że rodzina uzbierała już całą kwotę, okazało się, że koszty leczenia będą jeszcze wyższe: pojawiły się komplikacje, a konieczne w tej sytuacji dodatkowe leki należą do najdroższych.
Stan się zmienia
Jednak mimo złego samopoczucia, na jej twarzy można czasami zobaczyć odrobinę nadziei i radości.
- Jest w lepszej kondycji, ale jej stan się zmienia, dziś jest dobrze, ale są momenty kiedy słabnie - mówi Agnieszka Osińska, rzecznik prasowy Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie.
- Bardzo się cieszę, że powoli, ale wracam do zdrowia - mówi Olga. - Tęsknię za przyjaciółmi. Nie mam ich wielu, ale ci, co są, są dla mnie jak rodzina. Zawsze mogę na nich liczyć. Piszemy sobie teraz sms-y.
Szpital pomaga Oldze nie tylko w dojściu do zdrowia, ale i w kontakcie z bliskimi. Udało się zorganizować komputer z dostępem do Internetu. Teraz Olga na bieżąco może się kontaktować z rodziną i z przyjaciółmi.
Dobrze mieć blisko mamę
Olga cały czas przebywa z mamą. - Na Ukrainie nie byłoby to możliwe - pani Zina zaraz szczegółowo opisuje oddział z szesnastoma salami, na których pracują tylko dwie pielęgniarki i gdzie rodzice mogą tylko odwiedzać swoje dzieci. - O przebywaniu z nimi na stałe nie ma mowy. Tutaj jest inaczej. Nie dość, że opieka jest bardzo dobra, to jeszcze mogę być z córką cały czas.
Mama Olgi mieszka w hotelu przyszpitalnym. Jak kierownictwo hotelu dowiedziało się o sytuacji, zrezygnowało z pobierania jakichkolwiek opłat. Dodatkowo, rodzice innych dzieci przebywających na oddziale onkologii również pomagają, jak mogą. - Nawet jak jedziemy do domu, to dzwonią, pytają się czy wszystko w porządku, czy mamy co jeść - mówi mama Olgi. - To już jakby druga rodzina. Tutaj w Polsce nikogo bliskiego nie mamy.
Żeby nie tracić czasu
Olga już nie może doczekać się wakacji. To właśnie wtedy ma się zakończyć leczenie. Później będą ją czekały tylko wizyty kontrolne.
- Nie lubię siedzieć w miejscu - mówi Olga. - Leżąc tutaj, staram się nie marnować czasu. Nie mogę chodzić z innymi dziećmi na lekcje, ale sama czytam książki. Nie chcę, aby czas w szpitalu był stracony.
W przerwach między chemioterapią Olga odzyskuje sprawność. - To bardzo żywotne dziecko, nie usiedzi w miejscu - mówi jej mama.
Komplikacje
Olga dostaje bardzo silną dawkę chemioterapii. Spowodowało to u niej zagrzybienie. - To efekt uboczny, nie występuje u wszystkich - tłumaczy nam Agnieszka Osińska. - Niestety, przez to wzrosły koszty. Olga będzie musiała brać leki przeciwgrzybiczne jeszcze po zakończeniu terapii.
Chemioterapia ma się zakończyć w czerwcu. Jednak nie wiadomo, czy nie pojawią się kolejne komplikacje. Oby nie.
Wiadomo jednak, że leczenie w Lublinie dało jej szansę na życie.