O reżimie Aleksandra Łukaszenki i represjach wobec mniejszości polskiej na Białorusi rozmawiamy z prof. dr hab. Walentym Balukiem, dyrektorem Centrum Europy Wschodniej UMCS
- W ostatnich tygodniach dochodzi do represji wobec mniejszości polskiej na Białorusi. To część polityki reżimu Aleksandra Łukaszenki?
– Analizując obecną sytuację na Białorusi, należy odwołać się do specyfiki reżimu białoruskiego, który zaczął się kształtować począwszy od 1994 roku. Następnie władza autorytarna Aleksandra Łukaszenki została wzmocniona w 1996 roku. Wówczas doszło do drastycznego pogorszenia relacji Białorusi z Zachodem. A zatem jeśli popatrzymy na specyfikę, to jest to reżim twardego autorytaryzmu, gdzie nie ma miejsca na wolne środki masowego przekazu, na organizacje pozarządowe czy swobodne wyrażenia swoich poglądów. Chodzi zarówno o organizacje mniejszości narodowych czy etnicznych, ale także wyznaniowe.
Mamy przykład zwierzchnika kościoła rzymskokatolickiego na Białorusi, arcybiskupa Tadeusza Kondrusiewicza, który musiał przedwcześnie zrezygnować ze swojego urzędu. Dochodzi więc do presji reżimu w stosunku do organizacji, ale też do kościoła katolickiego, a nawet prawosławnego. Mniej przychylny władzy zwierzchnik Białoruskiej Cerkwi Prawosławnej, będącej egzarchatem Patriarchatu Moskiewskiego, musiał ustąpić. A na stanowisko został powołany inny lojalny względem reżimu, zwierzchnik.
To, co się dzieje obecnie na Białorusi, czyli represje względem mniejszości polskiej, wpisuje się w politykę władz, czyli ograniczania swobód obywatelskich.
Ubiegłoroczna fala protestów spowodowanych sfałszowaniem wyborów prezydenckich wstrząsnęła reżimem Łukaszenki. A teraz, gdy ten ruch protestacyjny na Białorusi osłabł, Aleksander Łukaszenka przystąpił do działania, zwiększając presję względem organizacji pozarządowych i społeczeństwa obywatelskiego.
- Co Aleksander Łukaszenka chce w ten sposób pokazać światu?
– Mniejszość polska zawsze była pewnego rodzaju oazą niezależności na Białorusi. W 2005 roku mieliśmy już do czynienia z ingerencją władz białoruskich w życie Związku Polaków na Białorusi. Wtedy doszło do rozbicia organizacji na niezależną frakcję związaną z Angeliką Borys oraz proreżimową część Związku Polaków na Białorusi. Dlatego Aleksander Łukaszenka tak naprawdę niczego nowego teraz nie zaproponował, a stosuje raczej stare metody, czyli dokręcania przysłowiowych śrub. Mniejszość polska jest traktowana jako narzędzie w rękach władz białoruskich, aby zademonstrować i podkreślić stanowczość reżimu. Tym bardziej, że jeśli popatrzymy na ubiegłoroczne protesty, to odbywały się one nie tylko w stolicy, ale także w innych regionach, m.in. w Grodnie, stolicy obwodu skupiającego znaczący odsetek białoruskich Polaków. Dlatego atak reżimu względem tej mniejszości to próba spacyfikowania niezależnych od władzy struktur społecznych.
- Ale chyba aspekt międzynarodowy też ma znaczenie?
– Zgadza się, mamy jeszcze aspekt zewnętrzny. Bo jeśli pamiętamy ubiegłoroczny kontekst rywalizacji na linii reżim-opozycja, to wówczas Łukaszenka oskarżył Polskę, Litwę i generalnie Zachód o wspieranie opozycji i o ingerencję w wewnętrzne sprawy Białorusi. W związku z tym, ten obecny atak ma podwójny wymiar. Wewnętrzny, w którym chodzi o spacyfikowanie niezależnych struktur organizacji pozarządowych, w tym mniejszościowych i wyznaniowych. A z drugiej strony, to także próba pokazania Zachodowi, że „my tutaj nie pozwolimy na waszą ingerencję”. Poza tym, wiele w tym oczywiście propagandy i dezinformacji. To stały element działania reżimu Łukaszenki.
- Czy wobec tego mniejszości narodowe na Białorusi będą zmuszone działać w podziemiu?
– Na Białorusi mamy do czynienia z reżimem twardego autorytaryzmu. Możemy sobie przypomnieć okres komuny w Polsce, czy czasy Związku Radzieckiego, kiedy życie kulturalno- oświatowe niezależnych struktur lub mniejszości polskiej funkcjonowało w warunkach półlegalnych. W niektórych sytuacjach, takie życie może zostać zepchnięte całkowicie do podziemia, ale sądzę że w tym przypadku nie będzie to konieczne.
Zgodnie z prawem międzynarodowym mniejszościom narodowym przysługuje pewien zakres swobód w kształtowaniu życia kulturalnego i oświatowego. Nie ulega wątpliwości, że mniejszość powinna zachowywać lojalność w stosunku do państwa, a nie do władzy kraju zamieszkania. Władza nie może narzucać mniejszościom narodowym, kogo mają wybierać, jak kształtować swoją tożsamość etniczno-kulturową i jak nauczać języka ojczystego.
Nie wykluczam że, jeśli Łukaszenka utrzyma się u władzy na dłużej, prowadząc politykę represji, w tym wobec mniejszości, trzeba będzie prowadzić półlegalną działalność równolegle do tej oficjalnej.
Jeśli popatrzymy wstecz, to na Białorusi już od dłuższego czasu funkcjonowały struktury polonijne lojalne do władzy i te niezależne. Władza będzie dążyła do pogłębienia tego podziału. Nie można także wykluczyć pojawienia się wydawnictw drugiego obiegu.
- Czy działania polskiej dyplomacji mają realne możliwości na rozwiązanie problemów mniejszości polskiej na Białorusi?
– Jeśli mówimy o oddziaływaniu dyplomatycznym na Białorusi, to trzeba wziąć pod uwagę, że mamy do czynienia od jakiegoś czasu z konfrontacją Wschodu czyli Rosji, a Białoruś wyraźnie jest pod kuratelą Władimira Putina, z Zachodem. A zatem możliwości działania dyplomacji są przez to ograniczone. Rosja i reżim Łukaszenki są nastawione konfrontacyjnie do Zachodu. Państwa te dążą do podważania norm i zasad prawa międzynarodowego. Widać wyraźnie dominację prawa krajowego nad tym międzynarodowym. Rosja i Białoruś lekceważą różne wyroki sądownictwa międzynarodowego m.in. w zakresie praw człowieka.
Podejrzewam, że Białoruś będzie nadal podążać tą droga, ale to nie oznacza, iż nie należy poruszać tej kwestii na szczeblu relacji dwustronnych bądź na forum międzynarodowym. Sytuację mniejszości polskiej należy poruszać na forum OBWE i ONZ, gdzie jako członek Białoruś jest zobowiązana do przestrzegania praw mniejszości narodowych. Białoruś nie jest nie jest z kolei członkiem Rady Europy, ale tą platformę można również wykorzystać do nagłośnienia sprawy. Trzeba akcentować łamanie praw człowieka i mniejszości polskiej w tym kraju, domagając się wprowadzenia lub zaostrzenia sankcji wobec reżimu Łukaszenki.
W mojej ocenie stanowcza polityka będzie bardziej skuteczna. Złagodzenie może nastąpić tylko w sytuacji liberalizacji reżimu. Oczywiście Łukaszenka będzie oczekiwał pogłębienia współpracy ekonomicznej, na tym Białorusi akurat zależy, bez ustępstw politycznych. Ale wieloletnie doświadczenia pokazują, że polityka ustępstw nie przynosi porządnych efektów, podobnie w przypadku Rosji. Dlatego zostają zdecydowane i twarde działania wobec reżimów autorytarnych, które łamią podstawowe prawa człowieka i mniejszości narodowych.
Seria zatrzymań Polaków na Białorusi
Na początku marca białoruskie władze zatrzymały Annę Paniszewę, dyrektorkę polskiej szkoły w Brześciu. Tak rozpoczęła się fala represji wobec mniejszości polskiej, która trwa do dzisiaj, bo do aresztów trafili też m.in. działacze Związku Polaków na Białorusi, Andżelika Borys i Andrzej Poczobut.
Znanej w Białej Podlaskiej dyrektorce polskiej szkoły białoruska prokuratura zarzuca „rozniecanie waśni na tle narodowościowym”. Grozi za to od pięciu do dwunastu lat więzienia. Poszło o organizację Dnia Żołnierzy Wyklętych. Białoruskie władze podnoszą, że podczas uroczyści uczczono pamięć zbrodniarza wojennego Ramualda Rajsa ps. Bury, którego oddział spalił pięć białostockich wsi i odpowiada za śmierć 79 mieszkańców. Ale zdementował to Marcin Wojciechowski, charge d’affaires RP na Białorusi. Prokuratura Generalna Republiki Białorusi jednoczenie zleciła sprawdzenie ośrodków nauczania języka polskiego w całym kraju. Anna Paniszewa wraz ze swoimi uczniami często odwiedzała partnerskie placówki w Białej Podlaskiej. W kolejnych tygodniach zatrzymani zostali jeszcze m.in. Andżelika Borys i Andrzej Poczobut. Jak dotąd przebywają w areszcie, ale mogli spotkać się z adwokatami. Zostali objęci postępowaniem karnym, które dotyczy „podżegania do nienawiści na tle narodowościowym”. Według komunikatu prokuratury generalnej chodzi o organizowanie w okresie od 2018 roku „szeregu nielegalnych przedsięwzięć masowych z udziałem niepełnoletnich, w czasie których czczono uczestników band antysowieckich działających w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i po jej zakończeniu”.
Kilka dni temu premier Mateusz Morawiecki wyraził sprzeciw wobec tych aresztowań.
– Chcemy budować przyjazne stosunki między Polską i Białorusią. Apelujemy do władz białoruskich, żeby przestały szykanować Polaków, żeby przestały traktować Polaków jak zakładników. Wzywam władze tego kraju, by w spokoju rozwiązywały swoje wewnętrzne problemy – mówił premier.
O sprawie dyskutowano też podczas szczytu Rady Europejskiej.
– Unia Europejska oczekuje, że Białoruś dotrzyma swoich międzynarodowych zobowiązań w zakresie poszanowania praw człowieka i podstawowych wolności. Wzywamy Białoruś do natychmiastowego i bezwarunkowego uwolnienia pani Andżeliki Borys i pana Andrzeja Poczobuta oraz wszystkich obecnie przetrzymywanych więźniów politycznych – wezwał Josep Borrell, szef unijnej dyplomacji.
O swoich działaniach zapewnia też polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Natychmiast po uzyskaniu informacji o zatrzymaniu osób polskiego pochodzenia na Białorusi interwencje na szczeblu lokalnym podjął konsul urzędujący w Brześciu, a na szczeblu krajowym chargé d’affaires Ambasady w Mińsku. Konsul pozostaje w stałym kontakcie z bliskimi aresztowanych, niosąc bezpośrednie wsparcie – słyszymy w biurze rzecznika prasowego polskiego MSZ.