- W pierwszym momencie nie wiedzieliśmy, co nas czeka, idea przerastała nasze możliwości. Mnóstwo rzeczy było na wariackich papierach, ale był entuzjazm. No i co najważniejsze, widzowie kupili naszą ideę - mówi Piotr Kotowski, rektor Letniej Akademii Filmowej, która właśnie odbywa się w Zwierzyńcu
- Wagon jest ogrzewany, konduktor przynosi herbatę i wafelki. Początki zawsze są trudne. W pierwszym momencie nie wiedzieliśmy, co nas czeka, idea przerastała nasze możliwości. Mnóstwo rzeczy było na wariackich papierach, ale był entuzjazm. No i co najważniejsze, widzowie kupili naszą ideę.
• Rozumiem, że 15 edycję festiwalu robi się już rutynowo…
- Przy każdym wydaniu są wątpliwości, czy stać nas będzie na kolejny program. Przeprowadzenie 300 pokazów, z czego połowa filmów to projekcje specjalnie przygotowane na Letnią Akademię Filmową, musi kosztować.
Byliśmy jak bohaterowie "Ziemi obiecanej”: ja nie mam nic, ty nie masz nic, robimy festiwal. Jedna, dwie edycje tak można, ale dalej się nie da i trzeba myśleć o pozyskiwaniu bezpiecznych środków. Co roku zastanawiamy się, jak spłacić zobowiązania z poprzedniej edycji, szukamy pieniędzy na następną. Ale wsparcie kinomanów jest bardzo silną motywacją i po prostu musimy zdobyć środki i posprzątać długi.
Poza tym tradycja zobowiązuje i sami sobie podnosimy poprzeczkę. Szukamy miejsc, skąd by jeszcze ściągnąć filmy. Została nam już chyba tylko Arktyka i Antarktyda. Sprawdzimy, może i tam kręcą filmy.
• Przez 15 lat bardziej się pan zmienił czy LAF?
- Zmieniamy się w tempie równoległym. Ciągle mamy nowe pomysły, czym zaskoczyć naszą publiczność. Pokazujemy nawet nieistniejące kinematografie, jak kurdyjska czy palestyńska. Staramy się zainteresować widzów przekrojowo prześledzonym wątkiem. Skądś się te pomysły biorą. Rektor się stara.
• Są w Zwierzyńcu jeszcze jacyś ojcowie założyciele? Widzowie weterani?
- Od pierwszej edycji gazetę festiwalową robi Stanisław Krusiński. Reszta - operatorzy, organizatorzy, władze - się zmieniali. Zostali najwytrwalsi. Jest grupa widzów, którzy są w Zwierzyńcu od początku. Przyjeżdżają z całej Polski, a nawet z zagranicy. Zdążyliśmy się przez 15 lat zaprzyjaźnić. Akceptują, że film jest najważniejszym powodem wyprawy do Zwierzyńca. Dystansujemy się od festiwali, gdzie są konkursy, czerwone dywany, gwiazdy zanurzają w betonie swoje odnóża.
• Najgorszy pierwszy dzień akademii. Czy może ostatni?
- Pierwszy kumuluje napięcie, czy wszystko się uda w 100 procentach. Uruchamiamy machinę i nie wiemy, co się będzie działo. Wiadomo, że filmowo będzie się działo dobrze. Na końcu opada para i możemy się zastanowić nad stratami.