Złapiesz złodzieja na gorącym uczynku, nie podnoś ręki, bo możesz mieć kłopoty. Przekonał się o tym 23-letni mieszkaniec powiatu tomaszowskiego, który za mocno porachował kości namolnemu złodziejaszkowi.
Broniąc swego garażu przed złodziejami Jacek W. przekroczył – według sądu – granicę obrony koniecznej. Sąd nie miał wątpliwości, że poszkodowany wraz ze szwagrem kolejny raz zamierzali okraść Jacka W., pod uwagę wzięto wzburzenie oskarżonego, który próbował bronić swojej własności. – Sąd wymierzył karę najniższą z możliwych – dodał sędzia Kopańko.
Za ciężkie uszkodzenie ciała grozi od 1 do 10 lat pozbawienia wolności. Jacek W. dostał rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata, dodatkowo, musi wypłacić poszkodowanemu 5 tys. złotych nawiązki, choć Grzegorz K. domagał się 10 razy więcej. Wyrok nie jest prawomocny.
Przepraszam złodzieju
Przed zamknięciem przewodu i ogłoszeniem wyroku głos zabrały strony. Prokurator mówił, że oskarżony zaatakował, gdy poszkodowany uciekał z posesji, dlatego wnosił o dwa lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat, dozór kuratora, 3 tys. złotych grzywny i 5 tys. złotych zadośćuczynienia.
Obrońca domagał się uniewinnienia. – Nie popełnia przestępstwa, kto w obronie koniecznej odpiera bezpośredni, bezprawny zamach na jakiekolwiek dobro chronione prawem – uzasadniał znany zamojski mecenas, Witold Rychter. – Sprawca stawiał opór, więc mój klient mu oddał, bo jest starszy i silniejszy. Nie można w stresowej sytuacji łagodnie obchodzić się ze złodziejem, bo nie wiemy, czy nie ma noża w kieszeni. Nie można powiedzieć: "Bardzo przepraszam cię złodzieju, muszę cię uderzyć, ale tak, żeby nie zrobić ci krzywdy, dlatego obróć się plecami”. Stało się nieszczęście, ale na prośbę szwagra Grzegorza K.
Dodał, że wyrok uniewinniający podziałałby odstraszająco na przestępców. – Idziesz na włamanie, to pamiętaj, że może cię spotkać wszystko, włącznie z pęknięciem wątroby i złamaniem szczęki – mówił obrońca.
Na koniec do bagażnika
To było 25 czerwca. Po ostatniej kradzieży Jacek W. stał się bardziej czujny. Gdy w nocy zauważył samochód, który powoli przejechał koło jego posesji i zatrzymał się sto metrów dalej, zaczaił się w krzakach. Z kryjówki wyskoczył, gdy złodzieje zaczęli majstrować przy drzwiach jego garażu. 23-letniemu Łukaszowi S. udało się uciec, Grzegorz K. miał mniej szczęścia.
Jacek W. bił go po całym ciele rękami, kopał i zdaniem śledczych okładał go pałką albo prętem. Na koniec wpakował chłopaka do swojego bagażnika samochodu i wezwał policję. – Gdyby nie szybka pomoc medyczna, poszkodowany mógłby umrzeć – podnosił Artur Hypiak, wiceszef Prokuratury Rejonowej w Tomaszowie Lubelskim.
Według obrońcy, doszło do wymiany ciosów, a do bagażnika Jacek W. kazał wejść nastolatkowi po to, by mieć wolne ręce i zadzwonić po policję. – Ale na ciele oskarżonego nie było śladów walki – podnosił sędzia Kopańko.
Nie pierwszy raz kradł
Grzegorz K. przeszedł za to dwie operacje, usunięto mu pękniętą śledzionę. Podczas śledztwa przyznał się do wcześniejszego włamania do garażu Jacka W., którego dokonał wspólnie ze szwagrem. Twierdził, że ostatnim razem nie zamierzali kraść: chcieli tylko kupić paliwo. Ale w to nikt nie uwierzył.
Stróże prawa ustalili za to, że wspólnie z Łukaszem S. chłopak włamał się wcześniej do czterech garaży. Łukaszowi S. grozi do 10 lat więzienia. Grzegorz K. odpowie przed sądem rodzinnym.
Według prokuratury, Jacek W. przekroczył granicę obrony koniecznej. – Jego działanie nie było adekwatne do sytuacji, w jakiej się znalazł – stwierdzili śledczy, którzy oskarżyli 23-latka o ciężkie uszkodzenie ciała, skutkujące chorobą realnie zagrażającą życiu.
Ale sąd nie uwzględnił ich wniosku o tymczasowe aresztowanie. Jacek W. dostał dozór policyjny i zakaz zbliżania się oraz kontaktu z poszkodowanym. Przed sądem odpowiadał więc z wolnej stopy.
Za bardzo go poniosło
Mieszkańcy jego rodzinnej wioski z mieszanymi uczuciami przyjęli wyrok. – Myślałem, że zostanie uniewinniony, bo on tylko bronił się przed złodziejami – mówi jeden z sąsiadów. – Za bardzo go poniosło: mógł skopać cwaniakowi tyłek i nikt by go po sądach nie ciągał.
Co na to sam oskarżony? – Żałuję tego, co się stało, ale gdyby ten chłopak nie stawiał oporu, na pewno bym go nie pobił – powiedział Jacek W.
Nie wiadomo, czy złoży apelację. Dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka uważa, że sąd postąpił słusznie. – Jeżeli sprawcy nic nie zdążyli ukraść i uciekali z posesji, to nie było bezpośredniego, bezprawnego zamachu, a więc nie może być mowy o obronie koniecznej – twierdzi.
– Oskarżony mógł być wzburzony, bo kolejny raz próbowano go okraść, ale nie powinien sam nikomu wymierzać sprawiedliwości.