Rozmowa z Wiktorem Suworowem, szpiegiem i pisarzem.
– Chyba podświadomie wiedziałem, że będę pisać. Pierwszą powieść napisałem mając 13 lat. Oczywiście, nigdy nie ujrzała światła dziennego, ale to gdzieś tkwiło we mnie. Rano wstaję i piszę do wieczora. Czasem w nocy przypominam sobie coś albo przychodzi mi jakaś myśl do głowy, wyskakuję z łóżka i zapisuję, bo może się przydać.
• Trudno było się przebić z pierwszą książką?
– Tak, bardzo trudno. Wydawca powiedział, że trwa właśnie zimna wojna i jak wydam ją pod swoim nazwiskiem, to będzie bestseller, tym bardziej jeśli zareklamuje się ją jako książkę radzieckiego szpiega, który uciekł na Zachód. Ale ja nie chciałem się na to zgodzić. Nie chciałem zrobić krzywdy moim przyjaciołom i rodzinie, którzy tam zostali. Uważałem też, że jeśli książka ma zdobyć popularność to ze względu na treść, a nie na to, że napisał ją ktoś, kto ma jakiś sensacyjny życiorys. Przybrałem zatem pseudonim Suworow. Okazało się, że już pierwsza książka była bestsellerem. Co więcej, nie był to sukces tylko tej jednej, lecz także wszystkich następnych.
• Ile książek pan napisał?
– Napisałem 19 książek i scenariusze filmowe. Przekonałem się, że scenariusze pisze się bardzo trudno. Trzeba dodać nowe twarze, tło... coś, co się dzieje na ekranie musi objaśniać to, co w książce wyrażam słowami. Trzeba brać pod uwagę mnóstwo rzeczy.
• Czy w swoich książkach wykorzystywał pan doświadczenie lub wiedzę zdobytą w pracy w wywiadzie?
– W każdej sytuacji doświadczenie życiowe wpływa na naszą twórczość. Ważne jest poznanie psychiki ludzi, dlaczego postępują tak, a nie inaczej. Znajomość psychologii to ważna broń. Lubię swoje książki. Może ktoś ma o nich złą opinię, ale ja je lubię.
• Nie odpowiedział pan na pytanie.
– Pisarz historyk i wywiadowca (razwiedczyk) to zawody równorzędne. Dlaczego? Bo razwiedczyk powinien znaleźć to, czego nikt nie wie i donieść swoim przełożonym. Pisarz też powinien zobaczyć to, czego nie widać i pokazać swoim czytelnikom tak, żeby mu uwierzyli. Różnica jest taka, że szpieg powinien przekonać przełożonych, a więc wąską grupę ludzi, a pisarz wielu czytelników. Przyznaję, że jako pisarz korzystałem z doświadczeń zdobytych w wywiadzie.
• Ile razy się pan bał?
– Jestem takim samym człowiekiem jak inni, ale w sytuacji, w jakiej się znalazłem, muszę pokazać, że ze strachem nie da się żyć. Jeśli byłbym tchórzem, nie siedziałbym tutaj, w Lublinie.
• Dziś czuje się pan człowiekiem Wschodu czy Zachodu?
– Jestem hybrydą. Twarz azjatycka, kitajska, urodziłem się na dalekim wschodzie, a pracuję w Bristolu. Jeśli mówimy o demokracji, o wartościach, to po prostu jestem Europejczykiem. Jeśli myślę o jedności z przyrodą to czuję się raczej Tybetańczykiem. O Japończykach mówimy ludzie Wschodu. A czy tam kultura i rozwój techniczny nie są na najwyższym, "zachodnim poziomie? Taki paradoks
• Jest w panu tęsknota?
– Ja wciąż żyję w Rosji, każdego ranka otwieram oczy i myślę – gdzie ja jestem? Ja, rosyjski pisarz, piszę po rosyjsku dla przyjaciół, rodziny, myślę po rosyjsku, literatura rosyjska jest dla mnie najważniejsza. Mój angielski jest kiepski, nigdy nie byłem Anglikiem, ale spotykałem tu wielu ludzi, którzy bardzo szybko stawali się kimś innym.
• Którą swoją książkę uważa pan za najlepszą?
– Moja ulubiona to "Kontrola”. Kiedyś, gdy miałem kłopoty ze zdrowiem, nawet zabrałem ją z sobą do szpitala. Sam wiele razy ją czytałem.
– Po napisaniu pierwszego rozdziału czytam go od początku. Po napisaniu drugiego czytam pierwszy i ten drugi, po napisaniu trzeciego czytam pierwszy, drugi, trzeci... Powtarzam to za każdym razem tak, że przed wydaniem książkę mam przeczytaną kilkadziesiąt razy. Mam czas, żeby na tym etapie coś zmienić. Później już nie ma takiej potrzeby.
Mam żelazną zasadę: krótkie zdania, żadnych obcych słów, treść musi być zrozumiała dla wszystkich. Ale, oczywiście, też mam uwagi: "Żołnierzy wolności” napisałbym inaczej, w "Lodołamaczu” są za długie rozdziały, teraz piszę krótkie – jeden rozdział, jeden problem – czytelnik musi mieć jasność. Nieraz zaczynam pisać i odkładam, zaczynam coś innego. Zawsze chcę być niezależny. Czasem książka się rozrasta: tak było z "Lodołamaczem”, gdzie dodawałem kolejne rozdziały i z jednej książki powstały dwie, czyli "Lodołamacz” i "Dzień "M”.
• Dlaczego do tej pory ciąży na panu wyrok śmierci?
– Trzeba o to spytać Putina. Powiem tak, kiedyś każdy obywatel ZSRR przysięgał, że do śmierci będzie walczył za komunizm. Dziś wszyscy chodzą do cerkwi, a z ZSRR uciekła Rosja, Ukraina, Białoruś, Litwa i tak dalej. Oni uciekli i mają dobrze, ja uciekłem i mam źle.
• Co teraz pan przygotowuje?
– Książkę o Olegu Pieńkowskim, oficerze radzieckiego wywiadu wojskowego GRU, aresztowanym pod zarzutem szpiegostwa i straconym.