Sprawdził się czarny scenariusz. Marek Wojciechowski, student UMCS nie żyje. Po miesiącu poszukiwań okazało się, że utonął w stawie w podlubelskiej Dąbrowicy. Na wydziale prawa, na którym studiował Marek, żałoba.
Poszukiwania
Sprawdzono przejścia graniczne i listy pasażerów u przewoźników. Ale nazwiska zaginionego na nich nie było. Do poszukiwań włącza się helikopter Straży Granicznej. Lata nad południowo-zachodnią częścią Lublina z kamerą termowizyjną.
Marka nie ma już na żadnym zapisie, nie widzi go też żaden świadek.
Telefon studenta jest wyłączony. UMCS oferuje 10 tys. zł nagrody za informacje, które mogą się przyczynić do ustalenia losów Marka. Rodzina studenta gotowa jest zapłacić za to 50 tys. zł.
W połowie kwietnia działania policji nie są już tak intensywne jak na początku. Po Lublinie zaczyna krążyć plotka; ludzie z ust do ust przekazują sobie informację o tym, że znaleziono ciało bez oczu i nerek.
Oficjalne zaprzeczenia nieco łagodzą te plotki, ale i tak znajdują się ludzie, którzy twierdzą, że to na pewno prawda, a policja specjalnie ukrywa tę straszną wiadomość, by nie wzbudzić paniki w mieście.
W co wierzyć?
Tego dnia właściciel stawu w podlubelskiej Dąbrowicy przechodzi obok swej własności. To pięć kilometrów od skrzyżowania ul. Głębokiej i Pagi, gdzie uliczne kamery po raz ostatni zarejestrowały Marka. Bardzo daleko od ulicy Tymiankowej i w całkiem innym kierunku.
Staw położony jest kilka metrów od asfaltowej drogi. Widać go też z okien domów. Codziennie przechodzą tędy ludzie, przejeżdżają samochody. Do tej pory nikt nie zauważa niczego niezwykłego.
Ale tym razem woda odsłania ludzkie zwłoki. Zjawia się policja. Nie ma wątpliwości, że znalazła Marka. Policjanci znajdują jego dokumenty i telefon komórkowy.
Śledztwo: Prawdopodobnie...
Według lekarzy przeprowadzających sekcję, zwłoki studenta prawdopodobnie znajdowały się w wodzie od ponad miesiąca, a więc od chwili zaginięcia. Ale prokuratura zastrzega, że nie są to ustalenia kategoryczne i ostateczne. I rozpoczęła śledztwo, które ma wyjaśnić, co się z Markiem działo od zaginięcia do śmierci.
Zleciła przeprowadzenie dalszych badań, które powinny dać jednoznaczną odpowiedź na pytanie, jak zginął student. Fora internetowe znowu pełne są spekulacji. Wielu internautów nie wierzy, że student zabłądził i przez przypadek wpadł do przydrożnego stawu.
Szok
- Parę dni przed zaginięciem informował mnie z wielkim entuzjazmem o planach odwiedzenia Archiwum Państwowego w Radomiu. Złożył również zamówienie w AP w Lublinie, które miało być zrealizowane w czwartek w kolejnym tygodniu - pisze w Internecie jeden z jego znajomych.
Rektor UMCS przekazał kondolencje rodzinie Marka. Uczelnia zapowiedziała, że umożliwi wszystkim chętnym studentom udział w pogrzebie. Studenci przekazywali między sobą informacje o zaplanowanej na zeszły czwartek mszy w intencji zmarłego.
Strach
- Mógł pomylić drogę i zamiast Wileńską, pójść Głęboką, ale w pewnym momencie musiałby zauważyć, że to nie ta droga. A wtedy przecież by zawrócił. Nie wierzę, że nikt do tego nie przyłożył ręki - mówi Ania, studentka prawa UMCS.
A szef uczelnianego samorządu mówi wprost, że potrzebna jest powtórka z akcji "bezpieczny student", na którą mało kto zwrócił uwagę, a teraz na zajęcia z samoobrony chętnych mogłoby być już znacznie więcej.