- Jeśli dociekać, jaką rolę pełni jako ojciec i mąż w domu, to zapewniam, że zawsze tę chwilę dla rodziny znajdzie. Zawsze robi zakupy w sobotę rano, żeby czuć się odpowiedzialny za rodzinę - mówi o swoim mężu Ewa Żuk, żona prezydenta Lublina.
– Tak, ale u mojej mamy. Dlatego że za karpia odpowiada tata, który go oporządza. Jeśli chodzi o przygotowanie świąt, mamy bardzo dokładny podział ról. Każdy ma do przygotowania jakąś potrawę…
• Każdy po jednej?
– Każdy jest specjalistą od czegoś innego. Ja na przykład robię wszystkie pięć potraw ze śledzi, pozostali członkowie rodziny tego nie przygotowują.
• A gdyby to mąż musiał rozprawić się z karpiem, znalazłby czas?
– Czas by znalazł, ale byłoby to zajęcie przymusowe, bo nie lubimy generalnie przemocy, ani zabijania. Ale na pewno by sobie poradził.
• Po wygranych wyborach pewnie coraz rzadziej bywa w domu?
– Nie. Nic się nie zmieniło. Mąż to człowiek, który z pasją wykonuje swoją pracę jako samorządowiec, zawsze było go mało w domu. Jeśli dociekać, jaką rolę pełni jako ojciec i mąż w domu, to zapewniam, że zawsze tę chwilę dla rodziny znajdzie. Zawsze robi zakupy w sobotę rano, żeby czuć się odpowiedzialny za rodzinę.
• Ale obowiązków mu przybyło?
– Pyta pan, czy ja to jakoś odczułam? Absolutnie nie.
• Skąd pomysł, by być aktywną pierwszą damą Lublina i nie stać w cieniu męża?
– Sama wyszłam z inicjatywą, że jeśli już jestem prezydentową, to widzę się w aktywnej roli wspomagania tych, którzy są najsłabsi. Myślę, że jestem w stanie zarażać swoją energią innych. Program działań przedstawię po 1 stycznia.
• Kogo konkretnie chce pani wspierać?
– Na pewno osoby niepełnosprawne, uwielbiam też dzieci. Jest wiele obszarów, gdzie mogłabym pomóc. Muszę dokonać właściwej analizy, komu pomoc potrzebna jest najpilniej, bo jeśli już będę pomagać, to chciałabym być bardzo użyteczna.
• W jaki sposób?
– Czy to pomocą finansową, czy szukaniem sponsorów, czy też pomocą w załatwieniu pewnych spraw w sytuacji, gdy ktoś kogoś nie pokierował właściwie. Chciałabym zaktywizować tę część społeczeństwa Lublina. Myślę, że nie ma rzeczy niemożliwych.
• I jako prezydentowej będzie pani łatwiej?
– Jeżeli funkcja, którą będę w tej chwili piastowała, rzeczywiście pomoże, to proszę bardzo. Ja należę do takich ludzi, że jeżeli podejmuję wykonanie zadań, to staram się to robić bardzo profesjonalnie i założone cele do końca realizować. W pracy zawodowej to, co cenię sobie najwyżej, to profesjonalizm.
• Nie przerażają pani te wszystkie otwarcia?
– Nie.
– Nie. Jeżeli ma to służyć zadowalaniu społeczeństwa, to czemu nie. Ja jestem bardzo pragmatyczna i uważam, że można wiele rzeczy osiągnąć poprzez bywanie lub organizowanie. Jeśli będę sobą, to będę w stanie sprostać tej funkcji, którą przyszło mi piastować. Moi uczniowie też mnie postrzegają w ten sposób, uczę ich tego, że jeśli jest jakieś zadanie do wykonania, to należy zrobić to jak najlepiej. To wszystko się robi dla drugiego człowieka. Każdy człowiek jest bezwzględnie potrzebny w hierarchii zarządzania – od tego na najwyższym szczeblu po tego na najniższym.
• Będzie pani występować w lubelskiej telewizji, ucząc, jak jeść bezę łyżeczką?
– Nie, nie, nie, na pewno nie.
• Ciężko zniosła pani kampanię wyborczą męża?
– Nie, ja w niej fizycznie nie uczestniczyłam, w domu wspierałam męża.
• A to, że w ostatnim dniu kampanii przyszła pani na wspólną z mężem konferencję prasową, to był pomysł pani, męża, czy sztabowców?
– Po prostu uznałam, że trzeba ludziom podziękować. A nie smakowało moje ciasto, które przyniosłam na to spotkanie?
• Smakowało. Czytelnikom przydałby się przepis.
– Zatem podaję. Bananowiec. Potrzeba sześć średniej wielkości bananów, pół kostki masła, dwie galaretki o jednakowym smaku, najlepiej wiśniowe i łyżka żelatyny.
• Co dalej?
– Półtorej szklanki wody zagotować, rozpuścić żelatynę i dwie galaretki. Z tego odlać 3/4 ciepłego roztworu i do tego dodać masło. Zmiksować. Do drugiego naczynia wkroić w talarki banany, zmiksować je i połączyć obie masy. Później na dnie foremki ułożyć herbatniki albo biszkopty, wyłożyć masę i na wierzchu położyć cytrusy. Do roztworu galaretki, który nam wcześniej został, dodać 2/3 szklanki gorącej wody, wymieszać i wylać na cytrusy. Później wstawić do lodówki. A teraz niech pan dopisze smacznego i trzy wykrzykniki.