
Motor nie po raz pierwszy pokazał, że gra do końca. W setnej minucie meczu z Legią gospodarze doprowadzili do remisu 3:3. Jak zawody ocenia Mateusz Stolarski?

Mateusz Stolarski (Motor Lublin)
– Szalone są te mecze Motoru. Myślę, że tych blisko 16 tysięcy widzów, to był dla nich mecz dwóch godnych siebie zespołów, w których było sporo emocji i bardzo dużo bramek i który do końca trzymał w napięciu. Nie było wiadomo, w którą stronę będzie podążało spotkanie. Jeżeli jednak strzelasz trzy gole takiemu zespołowi, jak Legia, ćwierćfinaliście Ligi Konferencji, półfinaliście Pucharu Polski, który ma w składzie bardzo wielu dobrych piłkarzy. Strzeliliśmy trzy i straciliśmy trzy niespodziewane. Ciężko na nie wpłynąć. Nie dążę do rzeczy związanych z obarczaniem winą Kacpra Rosy, bo wcześniej był dwa razy w jedenastce kolejki. Ja chciałbym pomóc zespołowi, ale czułem, że cały czas musimy zarządzać tym, że gonimy wynik, a nie spodziewałem się tego. Z przebiegu meczu remis jest zasłużony, bo mogliśmy zagrać zdecydowanie lepszą drugą połowę. Legia dominowała, strzelała bramki, a przede wszystkim grała lepiej w piłkę w pierwszych 20 minutach po przerwie. Dobra reakcja w szatni, jeżeli chodzi o rywali. W pierwszej połowie to my mogliśmy być skuteczniejsi i konkretniejsi. Mogło być 0:2, ale oni nie trafili i doprowadziliśmy do remisu, a później Bradly mógł strzelić na 2:1 do przerwy. Reasumując, to trzeci mecz bez porażki, czujemy niedosyt po spotkaniu z Legią. Mamy 36 punktów, urwaliśmy punkty Rakowowi, Lechowi, a teraz Legii. Bardziej liczyliśmy na trzy, więc jesteśmy zawiedzeni, że tylko jeden, ale chyba wrócił Motor. Jak powiedziałem na prezentacji: podążajcie za nami, bo będzie fajnie. I było fajnie.
- Pierwsza bramka...
– Z boiska ciężko było dostrzec, co się wydarzyło. Ja słyszałem gwizdek, ale nie był to gwizdek sędziego. Wydaje mi się, że to było z trybun. Nie chodzi o to, że straciliśmy bramkę przez kibica, ale szczerze mówiąc też go słyszałem. Nie dziwię się Kacprowi Rosie. W grze treningowej mamy zasadę czterech sekund. Ona obowiązuje przy wyrzutach z autu, szybko podbiegamy i w ciągu czterech sekund chcemy rzucić piłkę. Obowiązuje też przy rzutach wolnych. Z tego Bradly wyszedł w poniedziałek sam na sam po szybkim wykonaniu „Łaboja”. Mamy też zasadę przy otwarciach gry, albo kiedy bramkarz wznawia. Kacper tak zrobił. Usłyszał gwizdek, położył piłkę i chciał szybko grać. Chciał realizować jedną z zasad, które mamy, a wyszła z tego bramka dla przeciwnika. Musieliśmy z tym żyć. Szacunek dla piłkarzy, że trzy razy potrafili się podnieść. Wyszliśmy z tego i jedziemy dalej.
- Karny Samuela Mraza...
– Pomyślałem, że Mrazik nie chce goli ze stałych fragmentów gry. Jako jedyny napastnik z czołówki strzelców nie ma takich goli. Wszyscy bardzo dobrzy napastnicy i czołowi strzelcy wykonują stałe fragmenty i nabijają swój wynik rzutami karnymi. Jedenastkę też trzeba jednak wykorzystać, ale warto docenić Samuela, bo strzelił 12 goli. Cieszę się, że trafił na 3:3. Teraz ciężko będzie mu coś zarzucić, bo zaczął być stabilny i regularny.
- Co najbardziej cieszy?
– Łatwo się gra, jak idzie i jak strzela się bramkę czy wychodzi na prowadzenie. To zawsze pozytywny bodziec, żeby pójść za ciosem. Czasem zespół ma dobry moment, ale pada na deski i dostaje bramkę. Ten gol powoduje, że coś siada w zespole. U nas tego nie było trzykrotnie, bo trzy razy odrabialiśmy stratę. Za to należy się duży szacunek zawodnikom i ławce rezerwowych, też tym, którzy nie grali. Niesamowite jest to, jak wspierali zawodników i jak żyli tym meczem. To ma najwyższą wartość po tym meczu.
