– Jeśli ktoś będzie przechodził COVID-19 ciężko, to szansa na jego zgon jest bardzo wysoka – alarmują lekarze. Sytuacja epidemiczna w naszym regionie jest nadal najgorsza w kraju. Minister zdrowia, który był dzisiaj w Lublinie, decyzji o wprowadzeniu obostrzeń jednak nie przywiózł
– Jest źle, a będzie gorzej. Nie można mieć nadziei, że będziemy mogli skutecznie leczyć pacjentów, którzy będą chorować na najcięższe postacie covidu. Wyniki tego leczenia, mimo postępu nauki i wprowadzania nowych metod, są po prostu złe – przyznaje prof. Mirosław Czuczwar, szef Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie. Podkreśla: – Oznacza to, że jeżeli ktoś będzie chorował ciężko, to szansa na zgon takiego pacjenta jest bardzo wysoka.
Dodał, że nie dotyczy to tylko starszych pacjentów czy z chorobami towarzyszącymi. – To także często młodzi ludzie, bez żadnych obciążeń, którzy do końca wierzyli, że nic im nie jest, odmawiali testów, szczepienia się i jak trafiają do szpitala, nie jesteśmy w stanie im pomóc, to jest najgorsze – zwraca uwagę prof. Czuczwar. Apeluje: – Każdy zgon osoby niezaszczepionej był do uniknięcia. Ratujmy życie swoje i swoich bliskich.
Minister zdrowia spotkał się dzisiaj w Szpitalu Klinicznym nr 1 w Lublinie z wojewodą i kierownikami klinik chorób zakaźnych oraz anestezjologii i intensywnej terapii. – Sytuacja epidemiczna w lubelskim wyraźnie się pogarsza, dynamika zakażeń jest coraz większa – przyznał Adam Niedzielski, szef resortu zdrowia. Dodał, że sytuacja w naszym regionie „odstaje od innych części kraju pod względem różnych parametrów”. Chodzi m.in. o wskaźnik zakażeń na 100 tys. mieszkańców, ale też odsetka pozytywnych testów. – W województwie lubelskim to 8 proc., podczas gdy w całym kraju jest przeciętnie na poziomie 3 proc. – zaznaczył Niedzielski.
Zwrócił uwagę na trzy główne przyczyny pogarszającej się sytuacji epidemicznej w naszym regionie. Chodzi o łagodny przebieg trzeciej fali, przez co wiele osób, które nie chorowały, nie uzyskały naturalnej odporności. Do tego niski wskaźnik szczepień przeciwko COVID-19 oraz coraz słabsze przestrzeganie podstawowych restrykcji jak noszenie maseczek w przestrzeniach zamkniętych, zachowywanie dystansu czy dezynfekcja.
– Czwarta fala się rozwija. Co charakterystyczne, postęp choroby jest znacznie szybszy. Wcześniej następowało to w ciągu dwóch tygodni od początku infekcji, teraz ten okres skraca się o połowę. Jest więc mniej przestrzeni na stosowanie leków np. remdesiviru. Optymalnie stosuje się go, kiedy nie ma natężenia choroby, kiedy nie jest konieczny respirator czy inne środki wspomagające – zaznaczył Niedzielski. Dodał: – Najbardziej martwi fakt, że osoby, które trafiają do szpitali, nie są zdiagnozowane, nie mają testów. Pierwszy test jest wykonywany dopiero w karetce. Są to osoby w bardzo zaawansowanym stanie, z bardzo niską saturacja, zdarza się, że nawet na poziomie 30.
– Pacjenci w ciężkim stanie to jest charakterystyczna cecha początku czwartej fali. Trafiają do nas pacjenci w ciężkim, często krytycznym stanie – potwierdza prof. Krzysztof Tomasiewicz, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych SPSK1 w Lublinie. – Przeszliśmy z tej fazy, kiedy były punktowe ogniska, do fazy, kiedy pacjenci trafiają do nas z różnych rejonów województwa lubelskiego. Więc zasady powinny być przestrzegane wszędzie.
– Nadal nie jest za późno na szczepienia, bo ta fala nie skończy się w październiku, ani w listopadzie. Niestety, na razie nie zmierzamy w kierunku tego modelu, który widzimy w innych krajach, gdzie wyszczepialność jest na poziomie 80 czy 85 proc.
Jak poinformował wojewoda lubelski, w szpitalach w naszym regionie jest 250 pacjentów, 20 pod respiratorem. – Pamiętajmy, że te 274 nowe zakażenia z dzisiaj to są tylko potwierdzone przypadki, w wyniku tego, ze pojawiły się objawy. A ile osób jest zakażonych, ale nie mają objawów i nie są zidentyfikowani – zwrócił uwagę Lech Sprawka.
Mimo to obostrzeń w naszym województwie na razie nie będzie. – Zastanawialiśmy się, na ile te trzy powiaty, które są najbardziej dotknięte, rzeczywiście wymagają podjęcia działań. Na razie będziemy uważnie monitorować sytuację i wracamy do ścisłego egzekwowania obowiązku noszenia maseczek w przestrzeniach zamkniętych – zapowiedział Niedzielski. Wyjaśnił, że służby, które za to odpowiadają będą działać bardziej intensywnie (np. więcej patroli), szczególnie w miejscach, gdzie zakażeń jest najwięcej.
Szef resortu zdrowia zapewnił, że restrykcji ogólnokrajowych na pewno nie będzie, bo poziom zakażeń w kraju nie daje powodu do takich działań. – Natomiast lokalnie, jeśli będziemy widzieli jakieś sygnały, że sytuacja jest krytyczna, to wtedy na poziomie powiatu będziemy rozważać pewne działania, ale najpierw będą działania dotyczące egzekwowania restrykcji – wyjaśnił minister zdrowia.