30 lat temu Lublin zajaśniał żywym ogniem na sportowej mapie Polski. Kontrakt z Motorem podpisał pierwszy obcokrajowiec – Hans Nielsen. Transfer Duńczyka nie tylko otworzył szeroko drzwi dla kolejnych „stranieri”, ale do dzisiaj jest wspominany z rozrzewnieniem przez świadków tego, co wydarzyło się za jego sprawą w kolejnych latach
W swojej karierze wielokrotny mistrz świata występował w sumie w pięciu ligach: duńskiej, brytyjskiej, szwedzkiej, niemieckiej i polskiej. Można zaryzykować stwierdzenie, że nigdzie nie cieszył się taką sympatią kibiców jak właśnie w kraju nad Wisłą. Najlepszym potwierdzeniem tej tezy jest fakt, że na każdym spotkaniu w Lublinie z udziałem Profesora z Oxfordu był nadkomplet publiczności.
– Stadion był wypełniony po brzegi. Było z 200 dziennikarzy i fotografów. Czułem się jak finalista Mistrzostw Świata. Byłem zaskoczony, chociaż wiedziałem, że ludzie się tym interesują, bo jeździłem wcześniej w Polsce w Drużynowym Pucharze Świata i Mistrzostwach Świata Par, jeszcze w 1978 roku. To był pierwszy raz, kiedy tutaj byłem – tak Hans Nielsen wspominał pierwszy start w barwach Motoru Lublin na stadionie przy Alejach Zygmuntowskich podczas jednej ze swoich ostatnich wizyt w naszym kraju.
Dlaczego Duńczyk jeździł właśnie w barwach Motoru? Ogromną rolę w jego zakontraktowaniu odegrały dwie postacie. Pierwszą z nich był wieloletni kierownik Motoru Lublin Tadeusz Supryn, a drugą poznański sędzia Jerzy Kaczmarek.
– To były czasy transformacji – 1989 rok – kiedy podjęliśmy rozmowy. Drużyna wchodziła do I ligi. Wiedziałem, że niektóre zespoły spadają i z niektórymi zawodnikami z tych drużyn mogłem rozmawiać, między innymi, z Dariuszem Stenką. Nigdy nie było tak, że drużyna wchodząca do I ligi mogła się uratować, bo przeważnie brakowało pieniędzy i sprzętu. Poziom zawodników też był różny, a my chcieliśmy się utrzymać. Do tego potrzebny był nam Hans Nielsen – mówił cztery lata temu Tadeusz Supryn.
Jerzy Kaczmarek znał bardzo dobrze duńskiego żużlowca i zaproponował mu, by ten spróbował swoich sił w Polsce. W sumie kierownik zespołu kilka razy spotykał się z Profesorem i jego menadżerem. W końcu udało się go zakontraktować na cztery mecze w debiutanckim sezonie. Za każde spotkanie miał dostać gwiazdorską gażę – 4500 marek. Co ciekawe, mistrz świata miał zadebiutować na lubelskim torze dokładnie 1 kwietnia.
W 1990 roku Nielsen po raz pierwszy wystąpił tego dnia w barwach Motoru w starciu z ROW Rybnik. Historia lubi się powtarzać, bo ten zespół był przecież rywalem Speed Car Motoru Lublin w starciu o PGE Ekstraligę. 30 lat temu na trybunach zasiadło 20 tys. kibiców. Jak nietrudno zgadnąć, przestrzeganie jakichkolwiek norm bezpieczeństwa zeszło wtedy na dalszy plan – ludzie stali nawet na łuku „pod zegarem” na betonowych stopniach. Od bandy dzielił ich zaledwie metr.
Nielsen imponował nie tylko fanom, ale również kolegom z zespołu. Ci mogli z bliska obserwować, jak Profesor przygotowuje się do spotkań i jak radzi sobie z rywalami na torze. W 1993 roku do zespołu dołączył świeżo upieczony żużlowiec Paweł Staszek. Jako junior jeździł z Duńczykiem w parze i dostał od niego nawet skórzaną kurtkę. Nielsen dokładnie pokazywał mu też, jak powinien sobie radzić na „owalu”.
Legenda Profesora budowała się także na trybunach. Swoje „cegiełki” dokładali do tego lubelscy kibice. Podczas jednego z meczów z Unią Tarnów grupka fanów usiadła w sektorze gości. Największym zmartwieniem sympatyków „czarnego sportu” z Tarnowa było to, czy Hans Nielsen pojedzie także i w tym spotkaniu. Kiedy już pojawił się na torze, liczyli na to, że może chociaż urwie mu się łańcuch w motocyklu. Lubelscy fani odpowiadali wtedy, że dla niego to przecież żaden problem, bo on i tak jeździ bez łańcucha. Kibice Unii tylko łapali się za głowy ze zdumienia. Jak się okazuje, w każdej takiej historyjce jest ziarnko prawdy.
– To był mecz ligowy w Gorzowie Wielkopolskim ze Stalą. W swoim pierwszym biegu Hans ledwie dowiózł zwycięstwo. Po zjechaniu do parku maszyn okazało się, że w jego Goddenie jest urwana dźwigienka zaworowa i dokończył ten bieg w zasadzie na trzech z czterech zaworów. Pożyczył rezerwowy motocykl od Marka Kępy i po paru niezbędnych regulacjach resztę biegów wygrał – wspominał cztery lata temu Sławomir Krawczyk, jeden z mechaników, który pracował wtedy w Motorze.
W Lublinie Hans Nielsen jeździł do 1993 roku. Największy sukces lublinianie odnieśli dwa lata wcześniej. Wtedy sięgnęli po srebrny medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Jak na razie, jest to jedyny „krążek” w dorobku Motoru. W tamtym sezonie lepszy okazał się jedynie zespół Morawski Zielona Góra. W ligowej tabeli Lublin był o trzy punkty gorszy od tego przeciwnika. Co ciekawe, Nielsen i spółka nie przegrali ani razu na własnym torze. Zadecydowało pięć wyjazdowych porażek.
W „srebrnym” składzie znaleźli się: Hans Nielsen, Dariusz Stenka, Leigh Adams, Antonin Kasper, Marek Kępa, Jerzy Mordel, Dariusz Śledź, Marek Muszyński, Tomasz Pawelec, Jerzy Głogowski, Robert Jucha, Robert Birski oraz Marek Iwaniec.
Problemy finansowe to w lubelskim żużlu zjawisko powracające z dużą częstotliwością. W 1993 roku Motor przestał płacić swojej największej gwieździe – zalegał jej za dwa mecze ligowe. To był jeden z powodów, dla których Duńczyk przeniósł się do Polonii Piła. Ostatni raz w barwach lubelskiego Motoru wystąpił on 10 października 1993 roku. W meczu z Apatorem Toruń zdobył 14 punktów. Nielsen pożegnał się jeszcze potem oficjalnie z kibicami z Lublina. 8 maja 1994 roku wyjechał na tor przy Alejach Zygmuntowskich w czerwonym kabriolecie, a na trybunach stadionu zasiadło 20 tysięcy kibiców.
Źródła: Maciej Maj „Z koziołkiem na plastronie”, Lublin 1999; Program „Lubelskie złoto” emitowany na antenie Radia Centrum w latach 2016-2018 (https://centrum.fm/lubelskie-zloto).