W pierwszej turze pracę straci 1100 osób. Jeśli nie uda się utrzymać produkcji lublinów, na bruk trafi kolejnych 570 osób. Wypowiedzenia dla pierwszej grupy są wręczane od wczoraj. - Szansę na utrzymanie pracy mają tylko osoby z wydziałów kontynuujących produkcję - mówi syndyk Leszek Liszcz.
Największa procentowo redukcja etatów szykuje się w pionie administracyjnym. Tu pracę straci 500 osób, czyli dwie trzecie zatrudnionych. - Zostają tylko osoby potrzebne do obsługi produkcji montażowej - wyjaśnia Zbigniew Zaporoski, z biura syndyka.
Pozostałe 600 osób to pracownicy wydziałów, które nie mają zapewnionej ciągłości produkcji.
Niepewny jest los 570 pracowników wydziałów związanych z montażem samochodów. - Robimy wszystko aby zagwarantować ciągłość produkcji. Jeśli się to nie uda, to pracownicy zostaną objęci zwolnieniami - dodaje L. Liszcz.
Syndyk chce aby procedura zwolnień zakończyła się jak najszybciej. Pracownicy, jeśli się na to zgodzą, będą zwalniani z pominięciem okresu wypowiedzenia. Wówczas cała procedura zwolnień mogłaby zająć pięć dni. - Liczymy, że część zwalnianych zgodzi się na takie warunki - ocenia Z. Zaporoski.
W takim przypadku odchodzącemu pracownikowi przysługuje odszkodowanie za cały okres wypowiedzenia oraz odprawa za zwolnienie z przyczyn pracodawcy. Odszkodowanie byłoby równe trzem miesięcznym pensjom, wysokość odprawy zaś uzależniona od stażu pracy - od jednej do trzech miesięcznych poborów. Przy średniej płacy w fabryce tuż poniżej 2 tys. zł łączna kwota świadczeń mogłaby sięgnąć ok. 12 tys. zł.
Wszyscy odchodzący otrzymają należne pieniądze z Funduszu Świadczeń Gwarantowanych. - Wypłaty rozpoczną się w drugim tygodniu listopada - zapowiada Z. Zaporoski.
W tym samym terminie zaległe odszkodowania i odprawy otrzymają pracownicy zwolnieni w sierpniu i we wrześniu. Wtedy też mają być wypłacone zaległe pensje dla pracowników. Ostatnią wypłatę w wysokości połowy poborów dostali pracownicy w sierpniu. Łącznie kwota zaległości sięga 11 mln zł.
Jeśli produkcja lublinów nie zostanie utrzymana, to w krótkim czasie zatrudnienie spadnie do 628 osób.
Zwolnieniami i ich skalą są zaskoczeni związkowcy. O redukcjach dowiedzieli się od reporterów Dziennika. - To początek końca fabryki, skończymy jak Ursus - twierdzi Andrzej Chrząstowski, przewodniczący NSZZ Solidarność.
Zdaniem syndyka jest jeszcze szansa na przetrwanie fabryki. - Prowadzimy rozmowy z inwestorami. Chodzi nam o sprzedaż zakładów w całości - tłumaczy Liszcz.