Niebezpieczne i porywające hobby wciąga natychmiast. Kto raz spróbował takiego życia, nie może o nim zapomnieć. Jechać przed siebie, poczuć wiatr we włosach i o wszystkim zapomnieć - to tylko się liczy. Maszyna musi być szybka, żeby nie dać się złapać - Nawet złym myślom.
- Motocyklisty z krwi i kości, takiego prawdziwego, co jedzie nie zważając na pogodę, nie nęcą chromowane, błyszczące detale. Dla niego najcenniejsze są motocykle z krótkich serii, nietypowe, rzadko spotykane. Szlagierem jest na pewno Kawasaki Z1300, Honda CBX 1000. Dla indywidualistów Munh, Norton, Tryumf - wyjaśnia Leszek Gawroński.
On sam dosiada motocykla każdego dnia. Pracuje w firmie komputerowej w Warszawie i na dwóch kółkach odwiedza swoich klientów. Nie ukrywa, że patrzą na niego z zaciekawieniem i czasem z zazdrością. Leszek lubi szybkie motocykle, bez owiewek. Takiego nic nie hamuje i wszędzie można się nim wcisnąć. Od dwóch lat ma Hondę, ale już postanowił, że zamieni ją na Yamahę.
- Najważniejsze, to nie dać się zabić. Maciek z Zamościa dopiero od roku ma swoją wymarzoną Yamahę. Rodzice długo nie chcieli się zgodzić na ten zakup, ale w końcu ulegli. Obiecał, że będzie ostrożny, ale jak tu nie przydusić, kiedy kumple się ścigają, gdy chce się zaimponować dziewczynie.
Józek Strojny zaczynał od komara na pedały, teraz jeździ Hondą CB 500F z 1982 roku. - Nie jest najmłodsza, ale ja też nie zaliczam się do młodzieniaszków - żartuje.
Józek był najstarszym uczestnikiem II Ogólnopolskiego Zlotu Motocyklowego w Chełmie. Chociaż kilka lat temu przekroczył czterdziestkę, w tym gronie małolatów nawet nie czuł się seniorem. Nie nosi skór, nie demonstruje swojej odmienności. Zwyczajny facet na motorze. Jeździ na zloty za namową syna.
- Na początku chyba wszystkim chodzi o to samo, o pokazówkę. Palenie gumy, śmiganie między samochodami, wyścigi, skórzana moda - wszyscy chyba przez to przechodzili.
Jak człowiek trochę ochłonie, dopiero wtedy potrafi docenić ten totalny luz. Odpalasz maszynę i zostawiasz za sobą kłopoty, sprawy do załatwienia - Kuba Bratoszek z Lublina ma 30 lat i poważny wypadek na koncie. - Wyszedłem z tego cudem. Kiedy wyprzedzałem, facet wcisnął się na trzeciego i przygniótł mnie do ciężarówki. Nawet nie było czasu na myślenie. Kiedy się ocknąłem od razu sprawdziłem czy nogi mam na swoim miejscu.
- Najgorsze jest to, że kierowcy samochodów nie traktują motocyklistów jak pełnoprawnych użytkowników drogi. Najniebezpieczniejsze natomiast, że nie doceniają siły silnika i szybkości motocykla, nie potrafią ocenić w jakiej odległości od samochodu się znajduje i jak szybko jest w stanie go wyprzedzić. To sprawia, że tak często dochodzi do wypadków - wyjaśnia Leszek.
Kuba jest zawsze wszędzie tam, gdzie zbierają się jego kumple na motorach. Był też w Chełmie na ostatnim zlocie, przyjechał zobaczyć maszyny i koncert ''Closterceller'', nawet nie rozbijał się na polu namiotowym. - Wracam do domu, nie jestem w zabawowym nastroju.
W tym roku w Chełmie motocykliści nie dopisali, być może zawiniła pogoda, być może woleli konkurencyjną imprezę w Radzyniu Podlaskim. Nie było parady ulicami miasta i wielkiego szaleństwa. Na koncercie ławki świeciły pustkami. Jacek Jeleń, organizator imprezy, jest wyraźnie zniechęcony. Liczył, że motocykliści polubią Chełm, tak jak upodobali sobie Lesko, ale do miasta nad Uherką chyba im nie po drodze.