Takich rozstrzygnięć chyba nikt się nie spodziewał. W środę wieczorem, podczas mistrzostw świata w Budapeszcie rozegrano konkurs rzutu młotem pań. W stawce pojawiły się trzy Polki: Anita Włodarczyk, a także Malwina Kopron z Wisły Puławy i Aleksandra Śmiech z Agrosu Zamość. Do finału awansowała tylko jedna z nich – Kopron.
Kopron musiała poczekać na końcowe rozstrzygnięcia w drugiej grupie, bo nie wypełniła minimum na finał, które wynosiło 73 metry. Mimo to i tak rzuciła najdalej w tym sezonie – 72,35. Ostatecznie taki rezultat wystarczył, aby reprezentantka Biało-Czerwonych znalazła się w gronie 12 finalistek z dziewiątym wynikiem. A walka o medale rozpocznie się w czwartek o godz. 20.26.
Niespodziewanie o kolejny tytuł, albo przynajmniej podium nie powalczy Anita Włodarczyk. Nasza wielokrotna mistrzyni uzyskała „tylko” 71,17 m. Miała jednak także wielkiego pecha, bo ostatnia z zawodniczek, która znalazła się w 12 najlepszych, Dunka Katrine Koch Jacobson była lepsza zaledwie o… osiem centymetrów. Ostatnia z Polek – Aleksandra Śmiech z Agrosu mogła się pochwalić rzutem na odległość 69,76 i zakończyła zmagania na 19 pozycji.
– Jestem na najlepszym rzucaniu w tym sezonie. Troszeczkę się zestresowałem, odjechała mi noga, dlatego cieszę się, że się pozbierałam. Miałam bardzo ciężki sezon, jak jest choroba w rodzinie, to jest bardzo ciężko. Wszystko schodzi na dalszy plan. Potem ja miałam sporo problemów z biodrem. Czuję się jednak najlepiej od dawna i mam nadzieję, że będę w stanie powalczyć przynajmniej o minimum olimpijskie (wynosi ono 74 metry – red) – powiedziała na antenie Eurosportu Malwina Kopron.