Wojciech B. był miejskim radnym ze Świdnika i cenionym lekarzem. Według policji zastrzelił żonę i niepełnosprawną córkę, następnie pełnił samobójstwo. Jaką tajemnicę skrywał?
72-letni Wojciech B. był w podlubelskim Świdniku osobą powszechnie znaną i szanowaną. Pracował, jako pediatra, był też radnym miejskim Platformy Obywatelskiej. Tuż przed Bożym Narodzeniem z najbliższą rodziną przeniósł się do pobliskiego Lublina, do mieszkania swojego zięcia.
– Dziwię się, że nikt nie słyszał strzałów – mówi jedna z mieszkanek bloku, gdzie doszło do tragedii.
– Nieraz oglądaliśmy w telewizji, że zdarzają się rozszerzone samobójstwa. Dlaczego ktoś zabija niewinne osoby? A tu proszę… ktoś taki bliski. To straszne – przyznaje Irena Lewak, przyjaciółka ofiary.
– Szok. Jeszcze nie mogę tego przetrawić. Dlaczego? Znam go z bardzo pozytywnej strony. Nazywałem go dusza człowiek – mówi Kazimierz Patrzyła, wiceprzewodniczący Rady Miasta Świdnik.
Rodzinny i opiekuńczy
Znajomi Wojciecha B. podkreślają, że znali go, jako osobę bardzo rodzinną.
– Kochał rodzinę. To było widać i słychać. Najbardziej przeżywał niepełnosprawna córkę – podkreśla Patrzyła.
– Był bardzo dobry dla rodziny. Opiekuńczy – dodaje Lewak.
Niespodziewanie, kontakt z rodziną urwał się. Ich telefony milczały. Pan Wojciech nie przychodził ani do prywatnej kliniki, gdzie był kierownikiem, ani do urzędu miasta.
– Dzwoni do mnie kolega i pyta, czy wiem, co się stało z Wojtkiem? Mówię, że nie. Że był wczoraj, u niego w domu, zaglądał przez balkon. Nic się nie działo i jeszcze nie było samochodu. Mówił, że uznał, że gdzieś wyjechał – opowiada Kazimierz Patrzyła.
Irena Lewak, zaniepokojona brakiem kontaktu z przyjaciółmi jeździła do Lublina.
– Byłam dwa razy, ale zawsze były drzwi zamknięte – wskazuje Irena Lewak.
„Zastrzelił żonę i córkę”
Na policję zadzwonił krewny Wojciecha B. Próbował dostać do jego mieszkania.
– Specjalnie przyjechał z innego miasta. Pomimo, że rodzina posiadała klucze to nie mogli wejść. W środku mieszkania były dwa ciała z postrzałem głowy i trzecie ułożone w innym miejscu, przy tym ciele była broń. To kazało wysnuć hipotezę, że mężczyzna zastrzelił swoją żonę i córkę, a następnie z tej broni popełnił samobójstwo. Kobiety były w łóżkach, ten mężczyzna znajdował się w przedpokoju – relacjonuje podkom. Andrzej Fijołek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
– Jeżeli ustalimy, że było to najpierw samobójstwo, a potem zabójstwo to będziemy musieli sprawdzić, jakie były motywy działania ewentualnego sprawcy. Więc będziemy musieli zbadać, jego sytuację osobistą i materialną – uzupełnia Agnieszka Kępka z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Tajemnica
Jaką mroczną tajemnice skrywał Wojciech B.? Wskazówką mogą być jego zeznania podatkowe, które składał, jako radny. Od kilku lat zaciągał w bankach kredyty.
– Wiedziałem, że ma lekkie zadłużenia. Sam go wspierałem finansowo w ubiegłym roku. Oddał mi pieniądze zgodnie z umową. To było około 5 tys. zł – mówi Kazimierz Patrzyła.
– Zdecydowali się sprzedać mieszkanie. Jeszcze spłacali na nie kredyt – dodaje Irena Lewak.
Wojciech B. zarabiał miesięcznie około 16 tysięcy złotych. Jego żona miała emeryturę. Mimo tego długi były tak duże, że rodzina nie dawała rady z ich spłacaniem. Przez intranet lekarz próbował odsprzedać nawet swoje udziały w spółce medycznej.
– Źródła tragedii należy szukać w jego słabym charakterze. To są ogromne kłopoty finansowe, wręcz tragiczne – mówi Lewak. I dodaje. – Był okres, kiedy im się świetnie wiodło. Od niecałych trzech lat zaczęły się problemy, długi i stało się, co się stało. Nie poradził sobie.
Długi hazardowe?
Okazuje się, że pan Wojciech codziennie przed pracą od godz. 4 do 7 przesiadywał przy komputerze. Prawdopodobnie w tym czasie pochłaniał go internetowy hazard.
– Nie widziałem u niego ciągoty do hazardu. Teraz, jak dostaje informację, że przewijał się jakiś hazard to dla mnie szok – dodaje Patrzyła.
– To była tajemnica poliszynela. Miał prawdopodobnie długi hazardowe. No, bo jakie mogły być inne? Banki nie miały, co zabrać. Mieszkanie było już nie ich tylko zięcia. Mogli mieszkać. Dlaczego on to zrobił? Prawdopodobnie był w ogromnej depresji, bo nie ma innego wytłumaczenia – zastanawia się Lewak.