
Pstrokate parasole kawiarniane i prawdziwe punki. Tak wygląda Kazimierz Dolny z lat 90-tych na zdjęciach Macieja Kaczanowskiego. – Wtedy to była dla nas odskocznia – wspomina fotoreporter Dziennika Wschodniego.

Maciej Kaczanowski przez dwa lata każdą wolną chwilę spędzał w Kazimierzu Dolnym. – W latach 90-tych pracowałem nad wystawą zdjęć „Cztery pory roku w Kazimierzu”. Niby to były tylko cztery pory, ale tak naprawdę w tym miasteczku spędziłem dwa lata – mówi fotoreporter.
Dodaje, że w tamtym czasie wyjazd do Kazimierza był dla mieszkańców Lublina odskocznią od codzienności okresu transformacji. – Jeździliśmy tam zanim stał się modny. Zanim odkryła go Warszawa, zanim zaczęli tłumnie przyjeżdżać turyści. Do Kazimierza nie jeździło się tylko w weekendy jak dziś, ale też w dni powszednie – wspomina Kaczanowski i dodaje: - Miasteczko miało też jedną ważną zaletę: było tanie. Ceny, ani w hotelach ani w restauracjach, nie były wygórowane.
Ale już jakieś 10 lat potem sytuacja się zmieniła. Nadwiślańskie miasteczko stało się modne. Wpadli tu na weekendy mieszkańcy Warszawy. W weekendy na Rynku robił się taki tłok, że nie dało się przejść.
- I to mnie zniechęciło do przyjeżdżania tam. Ceny tez poszły w górę – dodaje Kaczanowski.
