Wydarzenia, które się rozegrały z 29 na 30 grudnia 1978 r. miały dramatyczny przebieg. Nic nie zapowiadało zbliżającej się katastrofy. Prognozy pogody były optymistyczne, przewidywały lekką zimę. Jeszcze kilka dni wcześniej, na termometrach można było zobaczyć plus 5ºC. Jednak 29 grudnia (piątek) nastąpiło gwałtowne ochłodzenie. Zaczął wiać porywisty wiatr, a w weekend dołączyły obfite opady śniegu. Dziś przypominamy, jak wyglądały zimy.
Temperatura gwałtownie zaczęła spadać, osiągając w niektórych miejscach nawet około -30ºC. Wkrótce Polska została zasypana śniegiem. Na skutek ogromnych opadów śniegu w wiele miejsc zostało – dosłownie – odciętych od świata.
Najgorszy był początek stycznia. Zamykano szkoły, a kolejne województwa ogłaszały stan klęski żywiołowej. Na drogi wyjechały pługi, które okazały się bezużyteczne ponieważ przy niskich temperaturach zamarzał olej! Z podobnego powodu uziemionych zostało wiele autobusów. Bywało, że zamarzały w nich układy kierownicze.
Podstawowe artykuły żywnościowe do wiejskich sklepów dowożono saniami i furmankami. Piekarnie nie działały, więc nie miał kto wypiekać chleba. W sklepach nie było także mydła, pasty do zębów i oczywiście ciepłej odzieży. Mleko w proszku można było kupić, okazując książeczkę zdrowia dziecka. Występowały też problemy z dostawą energii elektrycznej. Brak prądu i ciepła powodował rozsadzanie rur i kaloryferów, co powodowało zalewanie mieszkań.
Wiele dróg krajowych i wojewódzkich było całkowicie nie przejezdnych. Samochody i autobusy jeździły w "tunelach" wykopanych w śniegu. Na ulice Lublina wyjechały czołgi. Paraliż całego państwa miał trwać aż dwa miesiące.