Podobno ich ostrzegali, że czekają na nich Niemcy. Wracali z jarmarku i mówili, że co tam Niemcy mogą do nich mieć. Mieli. 80 lat później, lokalna społeczność upamiętniła rodzinę Wojciecha Zawadzkiego zamordowaną za pomaganie Żydom. W Pusznie Skokowskim miejsce po spalonym wówczas gospodarstwie do dziś jest puste. Rośnie jeszcze grusza, pod którą leżały ciała zabitych.
Msza, przemarsz z kościoła na cmentarz i odsłonięcie symbolicznego upamiętnienia członków jednej z rodzin, które tu żyły. Tak wyglądały niedzielne uroczystości w Pusznie Skokowskim w gminie Opole Lubelskie, które zgromadziły przedstawicieli władz, polityków i mieszkańców. Na miejscowej nekropolii przybył obelisk.
Co się tu działo w czasie wojny
- Tablica, którą odsłanialiśmy w niedzielę stoi jakieś pół kilometra, może więcej od miejsca gdzie było gospodarstwo, które spalili Niemcy mordując całą rodzinę. Niepełnosprawnego syna pana Zawadzkiego spalili żywcem, podobno nie chciał wyjść z domu. Całą tragiczną historię rodziny Zawadzkich znam z relacji Stanisława Chodyry. Był sołtysem w czasie wojny, Niemcy zabrali go tam na miejsce. Mnóstwo rzeczy mi opowiadał. Widział, że bardzo się interesuję takimi sprawami, tylko wchodziłem do niego a on zaczynał wspominać co się tu działo w czasie wojny. Sam też wiele przeszedł i opowiadał wstrząsające historie – mówi Antoni Kazimierz Jurak, członek rady sołeckiej, który razem z sołtysem doprowadzili do upamiętnienie tragicznie zmarłych mieszkańców wsi.
Bohaterowie tej historii to Wojciech Zawadzki (68 lat), jego żona Antonina (56 lat); dwoje ich dzieci: Alojzy (26 lat) i Lucyna (lat 22). Lucyna nosiła nazwisko Bielan. Jej mąż Stefan (lat 26) zginął razem z rodziną żony. Byli niedawno po ślubie, spodziewali się dziecka.
Zawadzcy z młodymi mieszkali w gospodarstwie na uboczu, pod lasem. Nie byli bogaci, uprawiali ziemię. Za domem była obora, po drabinie można się było dostać na jej strych. Od linii drzew zaledwie kilka metrów. Idealne miejsce na kryjówkę.
- To była nasza bardzo daleka rodzina. Żona pana Zawadzkiego była cioteczną siostrą mojej babci. Tak to mi tłumaczyli rodzice, bo babci nie znałem. Ojciec też pamiętał tamte wydarzenia, miał wówczas 12 lat, coś już kojarzył. Zresztą znał tego niewidomego, na którego wołali Lolek. Chodził na miejsce gdy jeszcze dogasał pożar, widział jego zwłoki. Z gospodarstwa nie zostało nic – dodaje.
Świat powinien się dowiedzieć
Pomysłodawcy ponad dwa lata zabiegali, by doprowadzić do niedzielnej uroczystości. – Uważam, że świat powinien się dowiedzieć, że takie rzeczy działy się i u nas, na naszej polskiej wsi – tłumaczy Jurak.
- Od urodzenia tu mieszkam, ta historia ciągle krążyła wśród ludzi. Mama mi mówiła, że jak szła z krowami, to widziała jak ich zabierali na cmentarz, bo przecież kilka miesięcy leżeli pochowani tam gdzie ich zastrzelili. Tak się przymierzaliśmy, żeby postawić pomnik, czasy były różne, w końcu teraz stwierdziliśmy, że spróbujemy. Był 2019 rok. Trzeba było znaleźć świadków, zawiadomić burmistrza – wspomina sołtys Puszna Skokowskiego Andrzej Adamczyk. To on wystąpił o do finansowanie. Gmina Opole Lubelskie, w ramach środków pochodzących z inicjatyw lokalnych, wsparła realizację kwotą 5 tys. złotych.
Miejsce upamiętnienia zrobił miejscowy kamieniarz spod Opola Lubelskiego.
Podobno młodzi wracali z jarmarku w Opolu Lubelskim. Podobno ich ostrzegali, że w gospodarstwie czekają hitlerowcy. Podobno mówili, że Niemcy nie mają nic do nich. Podobno wiadomo, kto dał znać Niemcom, że nad oborą u Zawadzkich ktoś się ukrywa. Żołnierze mieli znaleźć legowisko. Puste, ale jeszcze ciepłe.
Coś może wyjaśnić ekshumacja
Odsłonięty pomnik informuje o ofiarach zbrodni popełnionej w czasach II wojny światowej. Nie zawiera daty śmierci członków rodziny państwa Zawadzkich ani powodu z którego zginęli.
- Konsultowaliśmy treść tego napisu i tylko taka forma była do zaakceptowania. Nie ma jednoznacznej informacji, kiedy doszło do zbrodni. Z relacji jednego ze świadków wynika, że było to w grudniu 1941 roku. Jeśli to była akcja odwetowa za pomoc Żydom, to bardziej prawdopodobny jest rok 1942. Inny świadek zapamiętał, że chodził oglądać pogorzelisko i do zbrodni doszło tydzień przed Bożym Narodzeniem 1942 roku. Tymczasem w publikacjach bazujących na dokumentach Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce znajdujemy datę 15 grudnia 1942, a nawet pojawia się jesień 1943. Podobnie trudno jest dziś jednoznacznie ustalić komu pomagała rodzina państwa Zawadzkich. Czy Żydom, tak jak teraz jest to podkreślane i wybrzmiało w wielu przemówieniach podczas niedzielnego odsłonięcia. Czy może partyzantom, albo komuś kto uciekł z obozu jenieckiego. Może wszystkim tym ludziom w różnym czasie – tłumaczy Michał Durakiewicz z Oddziałowego Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa IPN w Lublinie, który zajmował się sprawą tragicznych losów rodziny z Puszna Skokowskiego.
Dodaje, że jeden ze świadków, który w czasie wojny był nastolatkiem, wspominał, że dzień czy dwa po zamordowaniu państwa Zawadzkich Niemcy zagonili miejscowych by przeczesywali okolicę, głównie lasy, w poszukiwaniu Żydów. To też sugeruje 1942 rok, ale dziś nie ustalimy, czy obie sprawy miały jakiś związek.
Historycy i badacze liczą, że coś może wyjaśnić ekshumacja, o której wspominał miejscowy proboszcz. Jest pomysł, by zamordowani zostali przeniesieni do Puszna Skokowskigo. Tutejszy cmentarz i parafia są współczesne, wówczas nie istniały, dlatego leżą w Chodlu.
Przy okazji wyjaśni się, kto w chodelskiej mogile został pochowany. Jedni mówią, że ciało Stefana, męża Lucyny zabrała rodzina do swojej miejscowości. Inni są przekonani, że zabrali i pochowali razem, obydwoje młodych.
- Jak to jest, że kiedyś Polak ryzykował życie swoje i całej rodziny dla ratowania Żydów. A teraz jeden drugiego skarży z zazdrości lub nienawiści. Niech to może będzie przykładem – skomentował jeden z internautów relację z uroczystości.