Spośród 43 protestów wyborczych, jakie wpłynęły do Sądu Najwyższego aż siedem dotyczyło jednej z komisji obwodowych w Chełmie.
– Zgłaszający je twierdzą, że w tej samej obwodowej komisji prawidłowo wypełnili karty do głosowania i oddali głos na tego samego kandydata – a tymczasem z protokołu wyników głosowania wynika, że otrzymał on zero głosów – mówi sędzia Jakubiec. – W tej sytuacji podejrzewają fałszerstwo. Sąd daje nam trzy dni na złożenie w tej sprawie wyjaśnień. Na obecnym etapie dopiero próbujemy dowiedzieć się, na ile te protesty są zasadne.
Przewodniczący nie chciał zdradzić, którego kandydata rzecz dotyczy. Wiadomo jedynie, że ubiegał się o mandat poselski z Okręgu Wyborczego nr 7.
Jakubiec podkreśla także, że w przypadku protestów wyborczych obowiązuje niejawny tryb postępowania. Zapewnia, że tak kandydat, jak i wyborcy, którzy wnieśli protesty nie życzą sobie personalnego upublicznienia tej sprawy, zanim sąd jej nie rozstrzygnie.
Z tego samego okręgu do Sądu Najwyższego trafił także innego rodzaju protest. Wyborca z Zamościa poskarżył się, że 5 października opuścił szpital, a 9 października, czyli w dniu wyborów nie odnalazł w spisie wyborców swojego nazwiska. Chociaż chciał, to nie mógł zagłosować.