Mieszkańcom podlubelskiej Panieńszczyzny kilkaset metrów od domu postawiono halę z trzema głośnymi wentylatorami. Właściciel zakładu przekonuje, że hałas „jest w normie”. I bardziej niż o obecnych sąsiadów, troszczy się o osiedle, które powstanie w okolicy w przyszłości.
Jest czwartek, godzina 18. Na podwórku u mieszkańców jednego z domów w Panieńszczyźnie słychać bardzo nieprzyjemne brzęczenie. – W nocy jest dwa razy głośniej – opowiada mieszkaniec Panieńszczyzny, który poprosił nas o pomoc.
Jak relacjonuje, głośno zrobiło się 7 czerwca. Tego dnia jego żona nawet myślała, że to helikopter przelatuje w pobliżu. – Ale bo to był właśnie ten dźwięk z wentylatorów zamontowanych na dachu pobliskiej hali produkcyjnej – mówi kobieta.
Od właściciela firmy małżeństwo usłyszało, że to testy. – Testowanie miało się zakończyć 24 czerwca, a po tym terminie miały być zamontowane osłony. Ale jak słychać – próby nadal trwają.
Wierzyliśmy, że się to się skończy, czekaliśmy cierpliwie, bo nie chcemy żadnych konfliktów, ale ten hałas jest nie do zniesienia – podkreśla kobieta.
– Jest lato, a nie da się otworzyć okien. Nasze obecne życie to jedna wielka męka – żali się mama kobiety. – Żeby jakoś przetrwać muszę brać leki uspakajające.
Winna pandemia i wojna
– Nie zostały jeszcze zamontowane dodatkowe osłony, ponieważ po sprawdzeniu jak rozchodzi się dźwięk – dysponujemy tzw. „mapą rozchodzenia się dźwięku” przygotowaną przez profesjonalny podmiot, trwa poszukiwanie najlepszego rozwiązania – wyjaśnia Marek Juszczuk, wspólnik spółki Uni-Masz z Panieńszczyzny.
Jego zdaniem hałas „mieści się w normie, co zostało potwierdzone przez pomiary niezależnych ekspertów”. – Niemniej jednak Uni-Masz zlecił już przygotowania odpowiedniego rozwiązania tłumiącego, aby jeszcze poprawić sytuację – podkreśla.
>>Ten artykuł powstał po sygnale otrzymanym od Czytelników<<
Kiedy będzie lepiej, nie wiadomo. Firma wyjaśnia, że są utrudnienia w łańcuchach dostaw spowodowane przez pandemię i wojnę w Ukrainie. W Polsce urządzeń tłumiących się nie produkuje, a poza tym wybrane rozwiązania musi jeszcze zaakceptować… producent wentylatorów.
Marek Juszczuk przekonuje, że „jest zainteresowany tym, aby zakład nie przeszkadzał nikomu z sąsiadów”. – Próbujemy tak zrobić, aby nie pracowały wszystkie trzy wentylatory – mówi. – To ile z nich pracuje jest zależne od temperatury. Jak jest bardzo wysoka, jak w ostatni czwartek uruchamiają się wszystkie, jak niższa – dwa lub jeden.
Współwłaściciel firmy dodaje, że wentylatory nie mogły być skierowane w drugą stronę, bo w przyszłości… ma tam powstać osiedle mieszkaniowe.
Zdrowie sąsiadów
Tymczasem mieszkańcy wspierani przez sąsiadów wszędzie szukają pomocy. Telefony na numer 112 nic nie dały. – Odesłano nas do urzędników – mówią.
Swoją kontrolę po sygnale od mieszkańców zapowiedział w rozmowie z nami nadzór budowlany. Zanim kontrola się jednak odbędzie, obie strony zostaną o niej powiadomione.
Mieszkańcy zgłosili się też po pomoc do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Lublinie. A ten przekazał skargę staroście lubelskiemu, który będzie musiał dokonać oceny akustycznej oraz zlecić pomiary hałasu. – Jeśli normy będą przekroczone, to organ wyda decyzję określającą dopuszczalne poziomy emitowanego hałasu. W przypadku niedotrzymania warunków ww. decyzji WIOŚ wymierza administracyjną karę pieniężną – wyjaśnia Grzegorz Uliński, kierownik Wydziału Inspekcji WIOŚ w Lublinie.
Interwencję zapowiada też Teresa Kot, wójt gminy Jastków, do której zwrócili się mieszkańcy. – Wystąpiliśmy już do przedsiębiorcy o wyjaśnienia. Szukamy też innych możliwości by im pomóc, bo nie może być tak, że nie szanuje się zdrowia osób mieszkających w sąsiedztwie – podkreśla Teresa Kot.
Zakład powstał bez oceny oddziaływania na środowisko, bo jak dodaje wójt, żaden organ (Wody Polski, RDOŚ, sanepid) nie stwierdził, aby było to konieczne.