Ciekawy mecz w Końskowoli. Tamtejszy Powiślak wygrywał z Włodawianką, ale w końcówce musiał gonić wynik. I ostatecznie dogonił, bo Marcin Gil gola na 2:2 zdobył w trzeciej minucie doliczonego czasu gry.
Gospodarze idealnie zaczęli zawody. Już w trzeciej minucie Jakub Pryliński zaatakował bramkarza rywali, który próbował kiwać. Wszystko skończyło się odebraniem piłki przez zawodnika Powiślaka i strzałem do pustej bramki.
W 30 minucie w polu karnym Włodawianki po starciu z bramkarzem padł Damian Bernat. Sędzia najpierw wskazał na „wapno”, ale po krótkiej naradzie ze swoim asystentem zmienił decyzję. Do końca pierwszej połowy obie ekipy starały się zmienić wynik, ale na tablicy zostało 1:0.
Druga odsłona, to zamiana ról. Już po 120 sekundach z wyrównania cieszyła się drużyna Mirosława Kosowskiego. Błąd Dominika Ptaszyńskiego, który źle przyjął piłkę wykorzystał Jakub Kawalec i błyskawicznie doprowadził do remisu. Obrońca Powiślaka za wszelką cenę chciał się zrehabilitować za swój błąd i dwa razy mógł trafić do siatki rywali. Najpierw przymierzył w słupek, a kilka chwil później nieznacznie się pomylił po strzale głową. W 83 minucie to goście zdobyli drugą bramkę. Po akcji Kawalca na 1:2 trafił rezerwowy Piotr Waszczyński.
Kiedy wydawało się, że trzy punkty jednak pojadą do Włodawy szczęście uśmiechnęło się do Powiślaka. Na zegarze była już trzecia minuta doliczonego czasu gry, a w zamieszaniu pod bramką przyjezdnych idealnie znalazł się Marcin Gil, który wpakował piłkę do siatki i uratował jeden punkt dla miejscowych.
– Mimo wszystko przegrywaliśmy. Nasza dobra gra w drugiej połowie przyniosła dwa gole. Trzeba zaznaczyć, że gospodarze to solidna drużyna. Udało im się doprowadzić do wyrównania. Straciliśmy zwycięstwo w ostatnich minutach, ale ja i tak jestem zadowolony z postawy zawodników. Wyciągnęliśmy mecz z wyniku 0:1 i w drugiej połowie naprawdę graliśmy dobrze. Zabrakło troszkę szczęścia i koncentracji, trzeba jednak szanować punkt zdobyty z dobrym przeciwnikiem – ocenia Mirosław Kosowski, trener klubu z Włodawy.
Huśtawkę nastrojów przeżywali podopieczni trenera Witkowskiego. A czy po końcowym gwizdku cieszyli się ze zdobytego punktu?
– Troszkę chyba tak. Znowu jednak prowadziliśmy i dalej bawimy się w Świętego Mikołaja. Daliśmy dwa prezenty rywalom, a sami dostaliśmy tylko jeden. Ciężko się gra, kiedy popełnia się tak proste błędy. Ogólnie mieliśmy więcej sytuacji, ale trzeba szanować punkt, bo mogło się skończyć gorzej. Przypominam też, że Włodawianka, to druga drużyna minionych rozgrywek, która ma naprawdę niezły zespół. Karny? Stąd, gdzie staliśmy wydawało się, że skoro zawodnik „dziubnął” sobie piłkę obok bramkarza, a ten wchodzi mu w nogi to jednak powinna być jedenastka. Cóż, mamy młody zespół i wierzę, że z czasem będzie lepiej – mówi Kamil Witkowski.
Powiślak Końskowola – Włodawianka Włodawa 2:2 (1:0)
Bramki: Pryliński (3), Gil (90+3) – Kawalec (47), Waszczyński (83).
Powiślak: Zagórski – Kobus, Banaszek, Ptaszyński (86 Kabasa), Olszewski (86 Nowak), Wrzesiński, Sułek, Sobolewski, Bernat, Milcz, Pryliński (71 Gil).
Włodawianka: Polak – Błaszczuk, Gontarz, Czarnota (46 Pacek), Kamiński, Nielipiuk, Ilczuk (90 Naumiuk), Skrzypek (63 Borcon), Musz (46 Magdysz), Welman (70 Waszczyński), Kawalec.
Żółta kartka: Kawalec (Włodawianka).
Sędziował: Piotr Dziubak (Lublin).