Pierwszy sukces w handlu Andrzej Pertkiewicz z Lublina odniósł na początku lat dziewięćdziesiątych. Prowadził wtedy hurtownię i sklep z artykułami przemysłowymi. Wiodło mu się coraz lepiej, rozszerzał działalność, snuł plany na przyszłość...
W bliskim sąsiedztwie na ul. Lubartowskiej jest jeszcze kilka podobnych sklepów.
- Nie stanowimy dla siebie konkurencji - mówi Andrzej Pertkiewicz. - Z moich obserwacji wynika, iż 80 proc. naszych klientów stanowią mieszkańcy najbliższych budynków, zaś przechodnie to tylko pozostałych 20 proc. Po pojawieniu się w mieście pierwszych supermarketów wiele rodzin robi je raz w tygodniu, podjeżdżając pod sklep samochodem. Do nas przychodzą tylko, by uzupełnić to, czego im zabrakło, lub kupić coś do bieżącego spożycia.
W położonych przy ruchliwej przecież ul. Lubartowskiej delikatesach "Wiesiek” wciąż są klienci. Obsługuje ich 12 osób (nie licząc właściciela). Sklep jest nieczynny tylko w noc sylwestrową, w Boże Narodzenie i pierwszy dzień Wielkanocy.
- Wprowadzenie ciągłej sprzedaży przekonało ludzi do naszej firmy. Wiedzą bowiem, że o każdej porze drzwi będą otwarte. Na pozytywną opinię o nas nie wpływa fakt sprzedaży alkoholu; nie stanowi on ważącej pozycji w naszych obrotach, jest tylko dodatkiem do oferty ogólnospożywczej. Wbrew temu, co się powszechnie sądzi, niewiele sprzedajemy go także w godzinach nocnych. Także w tej dziedzinie widoczne jest zubożenie społeczeństwa, spadek jego dochodów. Dlatego największe wzięcie mają różnego rodzaju nalewki nie droższe niż... 5 zł za butelkę. Przez cały okres istnienia sklepu nie mieliśmy żadnych scysji lub awantury wymagającej interwencji służb porządkowych - przekonuje A. Pertkiewicz.
Właściciel sklepu nieustannie analizuje obroty, zwraca uwagę, które towary mają wzięcie, stara się wszystkiego dopilnować. "Prowadzenie takiego biznesu wymaga ciężkiej pracy całego personelu” - twierdzi. Podróżując po krajach europejskich widział, że w centrach dużych miast, gdzie nie ma supermarketów, dobrze się sprawdzają małe i średnie sklepy podobne do jego delikatesów. Uważa, że tak jest również u nas. Osiągnięcie kolejnego sukcesu wiąże ze wstąpieniem do Unii Europejskiej. Liczy, że wtedy zmniejszy się bezrobocie, a ludzie będą bogatsi. Będą więc więcej konsumowali, zatem w jego sklepie przybędzie klientów. Jednocześnie dotychczasowa praktyka podpowiada mu, że nie będzie to możliwe bez posiadania własnego lokalu o powierzchni co najmniej 150 mkw. Podstaw do snucia tak dalekosiężnych planów nie daje mu też, przynajmniej na razie, niska rentowność firmy.
- Przyszłość handlu w Polsce to duże supermarkety, a w następnej kolejności całe kompleksy handlowo-rozrywkowe należące do zagranicznych koncernów. To właśnie te molochy będą drenować kieszenie klientów. Wiele z nich wprowadzi zapewne to, co obecnie jest naszym atutem: całodobową sprzedaż. Tradycyjne sklepy powoli będą zanikać. Pozostaną tylko te nieliczne, które znajdują się w centrach miast, by obsługiwać pracowników najbliższych zakładów i instytucji oraz zamieszkałych w pobliżu mieszkańców - przewiduje właściciel delikatesów "Wiesiek”.
Wolne chwile spędza na nurkowaniu. Jest członkiem Klubu Paskuda, który organizuje wyprawy na akweny krajowe i zagraniczne. Nawet wówczas, gdy wyjeżdża z żoną Marianną i dwójką dorosłych już dzieci na wczasy stara się wybierać takie miejscowości, by można było założyć maskę tlenową, płetwy i zejść pod wodę.