Ubrani na czarno z balonami w takim samym kolorze i transparentami. Tak wyglądał czwartkowy protest pracowników MOPR. Chcą zarabiać więcej.
Większość z nich zarabia najniższą krajową - 3010 zł brutto lub niewiele więcej. Płace to główny, ale nie jedyny powód dla którego kilkadziesiąt osób przyszło w czwartek na Pl. Łokietka. Nie krzyczeli, nie skandowali tylko milczeli. Bo jak mówią: - nie mają już słów.
– Ten spór toczy się od lipca 2021 roku. Naszym postulatem jest poprawa warunków płacowych. Oczekujemy podwyżki w wysokości 1 tys. złotych – mówi Grzegorz Orłowski, przewodniczący Związek Zawodowy Pracowników Pomocy Społecznej w MOPR w Lublinie.
W miejskiej jednostce pracuje około 500 osób. Codziennie zajmują się wypłacaniem świadczeń i opieką nad osobami, które nie mogą sobie same poradzić. Obejmują też opieką rodziny z różnymi problemami, a ostatnio zostali zaangażowani w pomoc uchodźcom z Ukrainy.
– Mamy świadomość, że to na chwilę obecną przerasta możliwości miasta – przyznaje Orłowski mówiąc o podwyżkach, ale liczy na twarde obietnice i konkretne terminy. – Wszystkie rozmowy, które się odbywały nie przyniosły efektu.
Wręcz spotykamy się z tym, że pan prezydent Krzysztof Żuk nie chce osobiście rozmawiać. Na spotkania wysyła pełnomocników – dodaje związkowiec.
Miasto żadnych deklaracji nie składa. Wylicza jedynie, że rocznie podwyżki kosztowałyby miejski budżet ok. 7,2 mln zł.
Jednak Orłowski podkreśla, że nie tylko o pieniądze toczy się gra. Mówi o nakładanych nowych zadaniach, jak pomoc uchodźcom. – Chcemy pomagać. Często się nam mówi, że to służba. Ale służbą nie posmarujemy chleba – stwierdza.
Kolejne kwestie to rozwiązanie możliwych nieprawidłowości w MOPR, o których informacje dostają związkowcy. Orłowski wspomina o czynach mających znamiona mobbingu. Opowiada, że gdy na jednym ze spotkań (nie dotyczyło sporu) z prezydentem zaczął o tym mówić, to Krzysztof Żuk wyszedł z sali.