Romowie wygonili ze swojej części osiedla na Włostowicach w Puławach kilku młodych mężczyzn, którzy mieli ich prowokować i obrażać. Przypuścili odwet, atakując samochód, którym chcieli uciec przed nimi "prowokatorzy". Na miejsce wezwano policję. Jedna osoba została zatrzymana.
Do zdarzenia doszło w środę, przed godz. 17 na ul. Romów w Puławach. Według świadków, z okolic bloków komunalnych nagle wybiegło kilkudziesięciu mężczyzn. Byli to w większości Romowie, którzy postanowili zjednoczyć siły przeciwko grupce przyjezdnych. Jak sami mówią, tamci byli wobec nich agresywni, więc dali im odpór.
– Przyjechała do nas banda łobuzów, a już wcześniej wiedzieliśmy, że coś się dzieje na Wólce Profeckiej. Po chwili byli u nas. Zachowywali się wulgarnie, zaczęli nas obrażać, więc pogoniliśmy ich. Nie damy sobie w kaszę dmuchać. Nie możemy, bo inaczej weszliby nam tutaj na głowę – mówi Wiesław Kwiatkowski, jeden z Romów, którego zdaniem przyczyną agresji jest rasizm.
Samochód nie odjechał
Tymczasem tego romskiego "odporu" przestraszyli się okoliczni mieszkańcy, w tym dwie starsze kobiety. – Wyleciało ze 30 takich dzików, bo inaczej ich nie nazwę, walili czymś w samochód, dobrze to słyszałam – mówi pani Bożena, która mieszka nieopodal.
Jej znajoma, pani Janina, sama zadzwoniła na numer alarmowy 112. – Nie mogłam dodzwonić się na policję. Opowiedziałam o wszystkim i za chwilę przyjechały radiowozy. Sama bałam się nawet wyjść z domu – dodaje.
Kobiety sądziły, że dojdzie do starć. Na miejsce skierowano cztery radiowozy oraz patrol straży miejskiej. Gdy przyjechały służby, było już po wszystkim. Co dokładnie stało się przed pojawianiem się mundurowych? Według świadków, jeden lub dwóch mężczyzn (są różne wersje) uciekających przed goniącymi ich Romami, wsiadł do stojącego przy ul. Romów czarnego BMW i kazał jej właścielce ruszać, ale ta się nie zgodziła lub nie zdążyła tego zrobić. Ona sama przekonuje, że w środku awantury znalazła się przypadkiem.
"Nawet ich nie znam"
– Przyjechałam tutaj do mechanika, nawet nie znam tych gości, jednego tylko z widzenia. Gdy tam stałam, Cyganie nadbiegli i zaczęli tłuc i kopać w mój samochód. Zaatakowali także mnie. Nie słuchali, gdy mówiłam, że nie mam nic wspólnego z tym zamieszaniem – opowiada rozstrzęsiona pani Violetta.
Co było potem, nie do końca jest jasne. Mężczyźni, którzy uciekali przed pościgiem, zniknęli. Tymczasem mieszkanka Puław, właścicielka auta, była przekonana, że funkcjonariusze zatrzymają osoby, które wskazała, jako sprawców napaści na nią. Stało się inaczej.
– Prosiłam policjantów, żeby ich chociaż wylegitymowali, ale tego nie robili. W trakcie tej interwencji większość sprawców, zdażyła wrócić do swoich bloków – mówiła tuż po zdarzeniu, dodając, że nie mogła nawet odjechać, bo wyłamano jej kluczyk w stacyjce. Funkcjonariusze nie zdecydowali się na to, by kogokolwiek ze wskazywanych przez nią mężczyzn zatrzymać, przewieźć na komendę i przesłuchać. Taki krok policja wykonała natomiast w stronę kobiety z czarnego BMW.
– Mogę potwierdzić, że zatrzymaliśmy tę kobietę z powodu doniesienia złożonego o publiczne znieważenie na tle etnicznym lub rasowym. Chodzi o paragraf 257 kodeksu karnego. Zatrzymana utrzymuje, że jest również pokrzywdzoną. W sprawie zniszczenia jej samochodu będziemy prowadzić dodatkowe czynności – mówi pełniący obowiązki zastępcy naczelnika prewencji kom. Marcin Koper.