Rośnie zaangażowanie puławian w pomoc ukraińskim rodzinom. Pani Ela w sobotę przywiozła z granicy dwie osoby. Bezpłatnie wynajęła mieszkanie matce z dzieckiem. Wkrótce zaopiekuje się kolejną rodziną, a za kilka dni znów pojawi się na przejściu granicznym.
Gdy media zaczęły pokazywać materiały o wojnie na Ukrainie, humanitarnym kryzysie w tym kraju i tysiącach ludzi próbujących wyjechać na Zachód, pani Ela, podobnie jak dziesiątki innych mieszkańców powiatu puławskiego, postanowiła działać.
– W sobotę, 26 lutego, pojechałyśmy z mężem oraz zaprzyjaźnioną z nami Ukrainką, jako tłumaczem, na granicę polsko-ukraińską. Podobni jak inni Polacy, którzy udali się do punktu recepcyjnego w Dorohusku, oferowaliśmy uchodźcom transport, zakwaterowanie i wyżywienie. Oczywiście bezpłatnie. Zaopiekowaliśmy się Eleną (41 l.) oraz jej 9-letnią córką, Anastasiją. Mąż i syn kobiety zostali na Ukrainie – opowiada pani Ela.
Koszmar w pociągu
W drodze powrotnej była okazja, żeby porozmawiać o tym, co dzieje się za wschodnią granicą. Elena opowiedziała o horrorze, jaki przeżyły próbując wydostać się z Kijowa. Na dworcu ukraińscy strażnicy początkowo chcieli rozdzielać rodziny, przepuszczając w pierwszej kolejności dzieci. To napotkało opór matek, które siłą wciskały się do pociągu odjeżdżającego w kierunku polskiej granicy.
– W tym zamieszaniu zginął ich bagaż, torba z dokumentami, pieniędzmi, rzeczami osobistymi. W trakcie 20 godzinnej podróży, okna w całym pociągu były zaciemnione, zakazano używania telefonów, a skład jechał zmienioną, dłuższą trasą. Wewnątrz panował tłok, ludzie spali jedni na drugich, nie mogąc przedostać się nawet do toalety. W takich warunkach Elena i Nastia zmęczone podróżą dotarły na granicę – relacjonuje nasza rozmówczyni.
Przyjaciele sprawniejsi od urzędów
Kobieta sądziła, że uchodźców będzie mogła od razu przekazać do miejsc przygotowanych przez samorządy. Takiej zgody jednak nie otrzymała. Powiat początkowo nie pozwalał na przyjmowanie osób przywożonych indywidualnie, rezerwując miejsca dla uchodźców kierowanych ścieżką oficjalną przez wojewodę. Miasto zaoferować mogło jedynie punkt tymczasowego wypoczynku w starej hali, bez możliwości noclegu.
W tej sytuacji Ukrainki początkowo zostały u pani Eli w domu. – W niedzielę rano wspólnie ze znajomymi podjęliśmy decyzję o wynajęciu dla nich mieszkania w Puławach. Wystarczyło kilka telefonów do znajomych, by w ciągu kilku godzin wyposażyć lokal w kanapę, pralkę, telewizor, kuchnię, zaopatrzenie lodówki, środki czystości itp. Jego właściciele w tym samym czasie przywieźli ubrania i zabawki dla Nastii. Po południu obie były już na miejscu. Sąsiedzi przyjęli je bardzo serdecznie – opowiada nasza bohaterka.
Następni czekają
Mieszkanka Puław nie chce podawać nazwiska, ani występować na zdjęciu. – Chciałabym podkreślić to, że to wszystko, co robimy dla tych ludzi nie jest na pokaz. Nie robimy tego po to, żeby się tym chwalić. Proszę to podkreślić – mówi nam pani Ela, która nie spoczywa na laurach. Nawiązała kontakt z kierowcami busów kursujących z przejść granicznych i zaoferowała opiekę nad kolejną rodziną w potrzebie. Sama na granicę ma zamiar wrócić za kilka dni.