Ministerstwo powoli wycofuje się z kontrowersyjnej ustawy o sklepikach szkolnych. Na początek do szkół mają wrócić drożdżówki. Szansę na powrót ma także kawa i sól
Na szkolnych korytarzach uczniowie handlują drożdżówkami, a na stołówki przemycają sól – tak po miesiącu obowiązywania nowych przepisów wygląda rzeczywistość w polskiej szkole.
Od 1 września, zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia, w szkołach można sprzedawać tylko zdrową żywność. Na liście produktów zakazanych znalazła się m.in. sól, cukier, biała mąka. Zmiany w przepisach spotkały się z tak szeroką krytyką, że w końcu resort zdrowia się ugiął.
Minister edukacji narodowej poinformowała wczoraj że „wynegocjowała z ministrem zdrowia powrót drożdżówek”. Zapowiedziała też, że będzie jeszcze walczyć o powrót do szkół kawy i zwiększenie ilości dodawanej do potraw soli. Po 6 października ministrowie mają rozmawiać o tym, jak daleko mogą pójść w ustępstwach. Zdecydują m.in. jakie drożdżówki będą sprzedawane w szkolnych sklepikach.
– Wezmą na pewno pod uwagę wyniki ankiet, jakie do końca września wypełniali dyrektorzy szkół. Pisali w nich co myślą, o wprowadzonych zmianach – mówi Anna Szczepińska, lubelska wicekurator oświaty. – Otrzymaliśmy 1800 takich opinii. To gigantyczny materiał, który wczoraj zaczęliśmy opracowywać. Musimy poklasyfikować wszystkie uwagi, ułożyć je i w poniedziałek przesłać do MEN-u.
– Tego typu konsultacje to musztarda po obiedzie. Ministerstwo powinno spytać nas o opinię na etapie powstawania projektu – uważa Zbigniew Jakuszko, dyrektor V LO w Lublinie. – Po ćwiczeniach fizycznych moim uczniom nie wystarcza półlitrowa butelka wody, ale większej w szkolnym sklepiku sprzedawać nie można – denerwuje się dyrektor. – Ludziom, którzy mogą kupować papierosy i alkohol zabroniono kupowania kawy. Podkreślam słowo „kupowania”, bo pić ją mogą. W naszym szkolnym sklepiku można więc kupić wrzątek, a uczniowie sami mieszają z nim kupioną po drodze kawę. Słyszałem też o sklepiku, w którym można kupić kubek. Kawa jest gratis.
Takich absurdów jest więcej. Na szkolnych stołówkach kwitnie nielegalny obrót solą. Dzieci przynoszą ze sobą solniczki, a nauczyciele odwracają wzrok. Co bardziej przedsiębiorczy uczniowie zajęli się też „dilerką” drożdżówek na szkolnych korytarzach. – Po drodze do szkoły kolega robi zakupy w piekarni przy ul. Furmańskiej – opowiada uczennica V LO. – Cena u niego jest nieco wyższa niż w sklepie, ale takie są zasady dilowania – dodaje ze śmiechem.
Z powrotu drożdżówek do szkół najbardziej cieszą się sprzedawcy. – Co z tym złego, że dzieci je lubią? – pyta Tomasz Machoń, który prowadzi sklepik i stołówkę w Szkole Podstawowej nr 21 w Lublinie. – To na pewno zdrowsze niż hamburger czy góra cukierków, które zjadają w domu. Musimy promować warzywa i owoce, ale powinniśmy to robić w mądry sposób. Nie narzucając nic na siłę, a tworząc modę.
Kuratorium nie ma danych, ilu ajentów szkolnych sklepików zrezygnowało z ich prowadzenia. Z obserwacji osób dostarczających towar do szkół wynika, że skala problemu jest ogromna.
– Pan, który dowozi mi wodę powiedział, że zamknięto co drugi punkt, który obsługiwał w tamtym roku. Z kolei pani rozwożąca płatki mówi, że ze 160 klientów zostało jej niespełna 60. Inni zwinęli interes, bo stał się nieopłacalny – dodaje Machoń.