Po południu przed bramą Zakładów Azotowych stanęła taczka, do której związkowcy zaczęli znosić konserwy, makaron, kartony z mlekiem.
Taczka pamięta jeszcze czasy protestu sprzed dwóch lat, kiedy związkowcy straszyli nią ówczesny zarząd spółki, oskarżając jego członków o niegospodarność. Tym razem została znowu wytoczona z siedziby jednego ze związków.
Dlaczego znów taczka jest potrzebna związkowcom? "Paweł Szałamacha sekretarz stanu w Ministerstwie Skarbu Państwa zagarnął dla siebie dywidendę z akcji ZAP przysługującą 5200 pracownikom naszej firmy. Zapewne zrobił to z głodu. Celem oszczędzenia ministrowi wyciągania łapy po "wdowi grosz” organizujemy zbiórkę żywności dla niego. Prosimy o trwałe produkty żywnościowe: konserwy, kaszę, mąkę, tanie krajowe wina” - głosi apel do pracowników zakładu wywieszony obok taczki.
Zebrane dary zostaną zawiezione do Warszawy, gdzie 12 grudnia o godz. 11 pod Ministerstwem Skarbu związkowcy organizują legalną pikietę. Już teraz prowadzą zapisy pracowników chętnych do wyjazdu. Nie będą jednak osamotnieni, bo mają się do nich przyłączyć także delegacje z kopalni w Bogdance i Zakładów Chemicznych z Polic.
Związkowcy walczą o sprawiedliwy według nich podział dywidendy z zysku uzyskanego przez firmę. Dwa tygodnie temu dowiedzieli się, że pieniądze będą wypłacane tylko tym osobom, które byli właścicielami akcji pracowniczych w dniu 16 listopada. Początkowo datą ustalenia dywidendy miał być luty przyszłego roku. Tymczasem akcje są wydawane w porządku alfabetycznym dopiero od półtora miesiąca i do 16 listopada zdołało je odebrać niespełna 800 obecnych lub byłych pracowników. Tymczasem uprawnionych do odbioru w sumie jest ok. 6 tys. osób.