Do dramatycznych scen doszło w niedzielę, 3 kwietnia, w jednym z domów w Baranowie. 66-latek, pod nieobecność żony, wziął siekierę i zaatakował nią swojego 32-letniego syna. Następnie sam targnął się na życie.
Takiej tragedii mieszkańcy spokojnej ulicy Zagrody w Baranowie (powiat puławski) nie pamiętają. Do dzisiaj nie wiadomo, co było powodem ataku. Obydwaj mężczyźni nie byli ze sobą skonfliktowani. Mieszkali pod jednym dachem. Z informacji, jakie do nas docierają wynika, że 66-latek miał problemy zdrowotne, ale domownikom wydawało się, że nie stanowi dla nich zagrożenia. Byli w błędzie.
Do zdarzenia doszło 3 kwietnia. Pod nieobecność żony, która wyszła do kościoła, mężczyzna został w domu z synem. W pewnym momencie, bez wyraźnego powodu, wpadł w szał. Wziął siekierę i tak uzbrojony wszedł do pokoju 32-latka. Atakował, celując w głowę. Trafił w czoło ofiary, co szybko doprowadziło do poważnego krwotoku.
Po chwili napastnik odstąpił od egzekucji. Porzucił rannego, wziął sznur i zszedł do kotłowni, gdzie popełnił samobójstwo. Gdy do domu wróciła matka i odkryła, co się stało, wezwała pogotowie. 32-latek z poważną raną głowy został przewieziony do szpitala. Jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo. Wrócił do siebie.
Na ratunek dla jego ojca było już za późno. - Mężczyzna nie dawał oznak życia. Lekarz stwierdził zgon - informuje podkom. Ewa Rejn-Kozak, rzecznik puławskiej policji. Funkcjonariusze przeprowadzili oględziny miejsca zdarzenia i zabezpieczyli ślady.
Ciało napastnika zabrano do Zakładu Medycyny Sądowej w Lublinie, gdzie przeprowadzono sekcję.
- Na jej wyniki czekamy. Obecnie trwają czynności wyjaśniające zdarzenie - mówi Katarzyna Abramowicz, zastępca szefa puławskiej prokuratury rejonowej.