W nocy z soboty na niedzielę przechodnie zauważyli dwa konie biegnące ul. Lubelską w Końskowoli. Do podobnego zdarzenia doszło następnego dnia w gminie Wąwolnica. Jedną z dróg jechał wóz bez woźnicy. Pijany mężczyzna znalazł się kilka kilometrów dalej.
Ostatni weekend obfitował w nietypowe sytuacje na drogach. W nocy, z soboty na niedzielę, ok. godz. 3, na ul. Lubelskiej w Końskowoli zauważono dwa, biegnące swobodnie, bez niczyjej opieki, konie. Zwierzęta zmierzały w kierunku Puław. Na miejsce wezwano policję, ale gdy funkcjonariusze przyjechali do wioski, koni nie zastali.
- Zażartowałbym, że nazwa naszej miejscowości zobowiązuje - śmieje się Mariusz Majkutewicz, zastępca wójta gminy Końskowola, który przyznaje, że taki widok nie jest niczym wyjątkowym. - To się u nas zdarza. Mamy kilku hodowców koni w okolicznych miejscowościach. Prawdopodobnie zwierzęta wydostały się z którejś zagrody. Jestem przekonany, że wróciły już na swoje miejsce - dodaje samorządowiec.
Do podobnego zdarzenia doszło następnego dnia w gminie Wąwolnica. Na drodze w kierunku Drzewc Kolonii, ok. godz. 19, jeden z kierowców zauważył dwa konie ciągnące wóz bez woźnicy. Świadek zadzwonił po policję. Mężczyzna odnalazł się kilka kilometrów dalej. Okazało się, że spadł z wozu na asfalt, co zakończyło się obrażeniami. 58-latek został zabrany karetką pogotowia do szpitala. Problemy z utrzymaniem równowagi wyjaśnia ponad 1,4 promila alkoholu, które w chwili wypadku miał w swoim organizmie. Konie zostały zabezpieczone przez rodzinę niefrasobliwego woźnicy. Mężczyźnie grozi mandat.
Do historii przeszło natomiast tłumaczenie innego, pijanego woźnicy z Głuszycy na Dolnym Śląsku, który kilka lat temu po zatrzymaniu przez policję oznajmił funkcjonariuszom, że "koń jest trzeźwy i zna drogę".