Szpital Kardiologii Inwazyjnej "Ikardia" ma nową siedzibę, która w piątek został oficjalnie otwarta przy ul. Górskiego 9 w Nałęczowie
W nowym budynku o powierzchni 4 tys. mkw znajduje się między innymi izba przyjęć, dwa oddziały kardiologii (każdy ma 20 łóżek), pododdział intensywnej opieki kardiologicznej (10 lóżek), blok operacyjny z supernowoczesną salą hybrydową, pracownia tomografii komputerowej i poradnia kardiologiczna (w tym momencie działa tylko komercyjnie).
– Przyjmujemy pacjentów z chorobami układu sercowo-naczyniowego, którzy wymagają inwazyjnych zabiegów jak np. koronarografia, angioplastyka wieńcowa, implantacja stymulatorów czy ablacja rytmu serca – wylicza prof. Jarosław Wójcik, prezes Szpitala Kardiologii Inwazyjnej „Ikardia”. – Wszystkie zabiegi są refundowane przez NFZ. Możemy je wykonać również komercyjnie, ale jest to tak kosztowne, że stanowią jedynie marginalną część naszej działalności.
Do szpitala w Nałęczowie trafiają pacjenci kierowani przez lekarzy rodzinnych lub z poradni specjalistycznych, a także są przysyłani przez szpitale, w których nie wykonuje się inwazyjnych zabiegów.
– Współpracujemy w tym zakresie ze szpitalami między innymi w Kraśniku, Dęblinie, Bełżycach, Opolu Lubelskim, Poniatowej, Międzyrzecu Podlaskim – dodaje prof. Jarosław Wójcik. – Nasz szpital jest dziewiątą placówką kardiologii inwazyjnej w województwie lubelskim.
Nowy szpital to kontynuacja działalności ośrodka „Ikardia”, który leczy w Nałęczowie od 2007 roku. – Do tej pory wykonaliśmy już ponad 27 tys. zabiegów m.in. w ramach ostrych zespołów wieńcowych np. u pacjentów z zawałem – mówi prof. Wójcik.
Rocznie szpital przyjmie ok. 1,5 tys. pacjentów.
– To jednak tylko 30 proc. naszych możliwości, które wykorzystujemy, bo jesteśmy ograniczeni wysokością kontraktu z NFZ – tłumaczy prof. Wójcik. – To niestety problem całej kardiologii, która jest niedofinansowana, a ostatnio miała znacznie obniżoną wycenę procedur medycznych. Cieszymy się jednak, że udało nam się podpisać kontrakt na najbliższe 10 lat.
Prof. Wójcik dodaje, że o ile zabiegi u pacjentów z ostrymi zespołami wieńcowymi są nielimitowane (NFZ płaci za wszystkie, które zostały wykonane – przyp. aut.), o tyle jest problem z zabiegami planowymi. – Możemy ich wykonać tyle, na ile pozwala nam kontrakt, bo później jest problem ze zwrotem kosztów z NFZ za zabiegi wykonane poza limitem. Stąd kolejki, w których muszą czekać pacjenci – mówi prof. Wójcik. – A i tak mamy ogromne nadwykonania w zabiegach planowych. Liczymy, że NFZ kiedyś nam je zrefunduje.