Jednorazowa wypłata 1700 złotych i w ciągu najbliższych 12 miesięcy podwyżki motywacyjne. To oferta zarządu Zakładów Azotowych "Puławy”. Wejdzie w życie, jeśli wszystkie związki zawodowe się na nią zgodzą. I tu może być kłopot.
– Spółka osiąga wyniki, z których może być dumna na tle branży. Ktoś na te wyniki pracuje i chcemy w pierwszym rzędzie nagrodzić ten wysiłek. Jeżeli Związek Zawodowy Pracowników Ruchu Ciągłego podzieli nasz wspólny punkt widzenia, to efektem powyższego porozumienia będzie uruchomienie dodatkowych wypłat i podwyżek. Średnio 4348 zł na jednego pracownika – zapowiada Paweł Jarczewski, prezes ZA "Puławy”.
Warunkiem wejścia w życie porozumienia jest dołączenie do niego ZZPRC. – Zgadzamy się na odszkodowanie za brak podwyżek w ubiegłym roku po 1700 zł na osobę – mówi Sławomir Wręga, przewodniczący ZZPRC.
Pozostałe elementy porozumienia członkom najliczniejszego związku w firmie już się jednak nie podobają. – Zapisy są takie, że z dodatkowych pieniędzy do szeregowych pracowników produkcji może nie dotrzeć nawet ani złotówka – tłumaczy Wręga.
I przedstawia szybko wykonane szacunkowe wyliczenia: Z całej kwoty na podwyżki, 5 milionów złotych może trafić do grupy 90 proc. pracowników. Natomiast 10 milionów złotych może zostać skonsumowanych przez grupę najlepiej zarabiających 10 proc. pracowników.
Właśnie dlatego związek zamierza odpowiedzieć zarządowi spółki, że na porozumienie w obecnej formie się nie zgadza.
Takie podejście dziwi przedstawicieli pozostałych związków zawodowych. – Oczywiście, że chcielibyśmy dostać więcej, ale jeśli jest okazja wziąć pieniądze to się je bierze – mówi Andrzej Świderski, przewodniczący "Solidarności”. – Jeśli z winy Sławomira Wręgi ludzie nie dostaną tych pieniędzy, na pewno będą mieli mu to za złe.
Kwestie niesprawiedliwego podziału pieniędzy na podwyżki szef "Solidarności” uważa z kolei za szukanie dziury w całym.
Tymczasem, wciąż nie są znane wyniki referendum strajkowego prowadzonego przez Związek Zawodowy Pracowników Ruchu Ciągłego. – Referendum trwa – tłumaczy Wręga.
– Trwa dlatego, że związek nie osiągnął do tej pory wymaganej frekwencji. Gdyby wyszło po ich myśli, to już dawno by je zakończyli – mówi Świderski.