Rozwiązanie problemu odpadów to obecnie jedno z najważniejszych wyzwań stojących przed miastem. Sytuacja jest trudna, a za kilka lat może być dramatyczna.
Składowisko śmieci przy ul. Dęblińskiej przy obecnym tempie zapełniania wystarczy na zaledwie 4-5 lat. Tak wynika z informacji Tomasza Wadasa, prezesa Zakładu Usług Komunalnych w Puławach. Po tym okresie, jego pojemność osiągnie 100 procent, a więc będzie musiało zostać zrekultywowane i zamknięte. Budowa nowego nie wchodzi w grę, bo nie przewiduje go wojewódzki plan.
Na domiar złego, miasto już teraz musi sobie radzić z rosnącymi kosztami składowania śmieci. Wynika to z regularnie podnoszonej opłaty marszałkowskiej płaconej przez samorządy „za korzystanie ze środowiska”. Chodzi o konkretną sumę za każdą tonę śmieci lądującą na wysypisku. W ciągu dwóch lat (do 2020 roku) opłata ta ma wzrosnąć do 270 zł za tonę. Unijne dyrektywy, na podstawie których wprowadzono tego rodzaju nacisk na gminy, mają przekonywać samorządy do inwestycji w recykling.
Puławy na budowę Zakładu Unieszkodliwiania Odpadów wydały dziesiątki milionów złotych. Sortownia robi, co może, by ze zmieszanych, często brudnych śmieci, wydobyć wszystko, co nadaje się do ponownego użytku. Niestety, wielu mieszkańców do worków ciągle wrzuca niemal wszystko, a to nie ułatwia pracy osobom stojącym przy taśmie. Część tego, co zostaje, można byłoby zagospodarować jako tzw. paliwo alternatywne, ale brakuje firm chętnych na jego odbieranie, czy zakup. Nie biorą go nawet cementownie.
Myć śmieci, czy budować spalarnię?
Co zatem robić? Radny Ignacy Czeżyk (PiS) proponuje, żeby lokalne media przekonywały mieszkańców Puław do konieczności starannego mycia śmieci - np. butelek, plastiku itp. przed wyrzuceniem. – To jest bardzo ważne, żeby świadomość społeczeństwa rosła. Sam widziałem, jak to się robi w Norwegii. Tam śmieci myją wszyscy – mówił podczas ostatniej sesji.
Rozwiązaniem, które proponuje ZUK jest budowa własnej, niewielkiej spalarni, która przerabiałaby głównie tworzywa sztuczne i brudny papier. Posiadając taką instalację, Puławy zyskałyby nie tylko niezależność, ale także zaoszczędziłyby na składowaniu i transporcie śmieci poza granice miasta. Wtedy, obecne składowisko mogłoby funkcjonować nawet przez 15-20 lat. Urządzenia z odpadów produkowałyby żużel. Powstałaby także spora ilość ciepła.
– Wytworzone w ten sposób ciepło, chcielibyśmy przekazywać do instalacji miejskiej. Byłoby ono tańsze od tego pochodzącego z Zakładów Azotowych nawet o 10 procent. W lecie moglibyśmy zapewniać nawet połowę zapotrzebowania Puław na ciepłą wodę – zapewnia Tomasz Wadas. Dzięki takiemu rozwiązaniu, można byłoby zatrzymać wzrost kosztów ciepła, a nawet je obniżyć.
Niestety, jak przypomina Tadeusz Kocoń, wiceprezydent Puław, obecnie nie ma szans na otrzymanie dofinansowania na ten cel. Budowa nowoczesnej spalarni z własnych środków dla budżetu mogłaby być natomiast obciążeniem porównywalnym z powstaniem hali sportowej. Zdaniem radnego Pawła Maja, potrzebne są więc działania systemowe. – Apeluję o współpracę z innymi samorządami, należy zmienić te niekorzystne procedury prawne – mówił radny.
ZUK, mimo braku perspektyw na pozyskanie wsparcia zewnętrznego przygotowuje dokumenty, które pozwolą na budowę nowej instalacji przy ul. Komunalnej, w pobliżu oczyszczalni. Gotowy jest już raport oddziaływania na środowisko, który wkrótce zostanie wysłany do RDOŚ w Lublinie. Jeśli zostanie zaakceptowany, można będzie ogłaszać przetarg na dokumentację. Szacunkowy koszt obiektu to ok. 40-50 mln złotych.