Trenerzy Motoru zrezygnowali z meczu kontrolnego z Wilgą Garwolin,
- Mecz z Wilgą zaplanowaliśmy z myślą o tych piłkarzach, którzy graliby mało lub nie pojawili się na boisku w sparingu z Piastem - wyjaśnił Mirosław Kosowski, drugi trener Motoru. - Kiedy nie doszedł do skutku sprawdzian w Gliwicach, uznaliśmy, że drugie spotkanie kontrolne mija się z celem. Na kilka dni przed pierwszym wiosennym meczem ligowym nie ma sensu ryzykować kontuzji. Być może przeprowadzimy wewnętrzną grę.
Lubelska drużyna trenuje w komplecie. Do zajęć powrócił Łukasz Misztal, który ostatnio naciągnął pachwinę i musiał odpoczywać. - Na razie czuję się dobrze i mam nadzieję, że do najbliższego meczu nic się nie zmieni - mówi lewy obrońca Motoru. - Na treningu nic mi nie dolegało. Czy rozmawiamy o spotkaniu w Płocku? Ten temat zostawimy sobie na przedmeczową odprawę. Oczywiście każdy z nas już trochę myśli o tej konfrontacji. Wiadomo, że czeka nas ciężka walka z bardzo wymagającymi rywalami. Podczas zimowej przerwy Wisła dokonała chyba największych wzmocnień. Ale my nie zamierzamy się położyć. Nie ułatwimy gospodarzom zadania.
Łukasz musi uważać na Sławomira Peszko, który w sparingach prezentował dobrą dyspozycję. Wisła rozegrała w minioną sobotę dwa mecze kontrolne. W drugim, z ŁKS Łomża, wystąpiła w silniejszym składzie, który prawdopodobnie rozpocznie spotkanie z Motorem. Ekipa z Płocka pokonała Łomżę 1:0, ale miała dużo więcej strzeleckich okazji. Trener Leszek Ojrzyński sprawdzał ustawienie 4-5-1: Radliński - Żytko, Wyczałkowski, Jarczyk, Tomczyk - Peszko, Sielewski, Krzyżanowski, Kowalski (Posmyk), Geworgian (Mierzejewski) - B. Wiśniewski (Sekulski).
- W tej chwili adrenalina jeszcze nie skacze - stwierdził Daniel Koczon, najlepszy strzelec lubelskiego Motoru. - Jest spokojnie, może nawet za spokojnie. Mam jednak pewność, że kiedy wyjdziemy na boisko w Płocku, każdy z nas włączy dopalacze.
Tylko sportowa walka może przysłonić organizacyjne problemy, z którymi od miesięcy borykają się w Motorze. Utworzenie spółki wciąż jest na etapie projektu. Na pieniądze z miejskiej kasy też trzeba czekać i nie wiadomo jak długo. A liga nie poczeka aż lublinianie uporządkują swoje sprawy. Dobrze, że piłkarze z Al. Zygmuntowskich wielokrotnie udowadniali, iż mimo przeciwności losu, potrafią mobilizować się w najtrudniejszych chwilach.