ROZMOWA Z Arkadiuszem Pelczarem, prezesem Startu Lublin
- W niedawnym wywiadzie z Bartoszem Ciechocińskim użyłem sformułowania: „Strata głównego sponsora sprawiła, że działacze Startu musieli zacisnąć pasa i odchudzić kadrę.”. Pan twierdzi, że to nieprawda?
– Odejście Wikany to dla nas duża strata, ale nie mamy z tego powodu problemów finansowych. Nasz budżet będzie co najmniej na tym samym poziomie, co w poprzednim sezonie, a robimy wszystko, żeby był wyższy. Rewolucja kadrowa nie jest wcale efektem odejścia Wikany, a raczej kolejnym krokiem realizacji koncepcji budowania zespołu, opartego o graczy z regionu. Wolimy postawić na młodych i ambitnych chłopaków z Lublina, jak Adam Myśliwiec czy Bartek Ciechociński, którzy w każdym meczu będą dawali z siebie wszystko niż inwestować w 30-kilku letnich graczy, myślących już raczej o emeryturze. Najlepszy przykład, że warto iść tą drogą dało Asseco Gdynia, które opierając skład na młodych zawodnikach, dotarło do play-off.
- Wy przed rokiem mieliście inną strategię...
– Ja wiem, że to może tak wyglądać, ale wcale tak nie było. Oczywiście, najlepiej by było, gdybyśmy pozyskali Michała Ignerskiego, bo to byłby i wielki hit i zawodnik z Lublina, ale na tę chwilę nas na niego nie stać. Natomiast już rok temu chcieliśmy ściągnąć Michaela Gospodarka i Kubę Karolaka, ale nic z tego nie wyszło. Michael dwa razy miał umowę gotowa do podpisania, ale za każdym razem się rozmyślał. Z kolei w sprawie Kuby toczyliśmy długie i trudne rozmowy z jego ojcem, ale nie zakończyły się happy endem. Szkoda, ale nic na siłę. Za to Bartek Ciechociński był przewidziany do gry już w poprzednim sezonie, ale szyki nam i jemu pokrzyżowała kontuzja.
- Wyciągnęliście do niego rękę po tym jak odnowił mu się uraz, co uniemożliwiło przenosiny do Legii Warszawa.
– Bartek miał różnych doradców, którzy obiecywali mu złote góry, a gdy doznał kontuzji, został zupełnie sam. Nikt nie kwapił się, żeby mu pomóc. Ja znam go od lat, wiem że to ułożony chłopak o dużym potencjale, dlatego nie wahałem się w niego zainwestować. Nie tylko daliśmy mu długoterminową umowę, ale także opłaciliśmy leczenie, konsultacje lekarskie i rehabilitację. Teraz pora, żeby zaczął się spłacać dobrą grą. Wierzę, że tak będzie.
- Powiedział pan, że budżet będzie na podobnym poziomie, jak przed rokiem. Kto dołoży pieniądze, których nie da Wikana? Miasto?
– To w zdecydowanej większości będą środki od podmiotów zewnętrznych. Zamiast jednego dużego mamy kilku mniejszych sponsorów, którzy są w stanie zapewnić nam płynność finansową.
- Liczba waszych partnerów biznesowych robi wrażenie. Żaden inny klub z województwa lubelskiego nie może pochwalić się tak dużą piramidą sponsorską. Jak to jest, że gdy inni prezesi narzekają: „Lublin to trudny rynek”, wy pokazujecie, że jednak da się nawiązać współpracę z lokalnym biznesem.
– Nie chciałbym się wypowiadać za innych prezesów, bo różne dyscypliny sportowe mają różne problemy. My jednak odkąd znaleźliśmy się w Tauron Basket Lidze staramy się cały czas pozyskiwać nowych partnerów. Nasz potencjał marketingowy stale rośnie. W ubiegłym sezonie wypracowaliśmy ekwiwalent reklamowy na poziome 23,5 mln złotych, co dało dziesiąty wynik w lidze. Obecnie w dużym stopniu wyprowadziliśmy finansowanie zespołu na zewnątrz, bo bardzo wiele usług od logistyki, przez ochronę aż po druk wykonują firmy, z którymi współpracujemy.
- To dzięki temu jako jedyna sportowa spółka miejska wypracowaliście w minionym roku zysk?
– Zgromadzenie środków i domknięcie budżetu to jedno, ale równie istotne jest zarządzanie nimi. Od lat kierujemy się zasadą, że nie wydajemy więcej, niż zarabiamy. Jeśli nas na kogoś nie stać, nie podpisujemy umowy. Obracamy się w naszych realiach finansowych, nie zadłużając klubu. Kasa musi się zgadzać. To szalenie istotne.
- Są szanse na pozyskanie nowego tytularnego sponsora?
– Cały czas nad tym pracujemy, ale jeśli zamiast jednej firmy, która jest gotowa zainwestować swoje pieniądze nawiążemy współpracę z kilkoma innymi, które złożą się na tę kwotę, także będziemy bardzo zadowoleni.
- W minionym sezonie wasze domowe spotkania oglądało średnio 2120 widzów.
– To ósmy wynik w lidze, ale w nowym sezonie postaramy się jeszcze go poprawić. Wychodzimy do ludzi, współorganizujemy różne koszykarskie imprezy, żeby się pokazać, zachęcić do tego sportu i wychować sobie kibiców. Takie imprezy jak Lublin Street Festival czy Camp Marcina Gortata są bardzo ważne także dla najmłodszych adeptów koszykówki, którzy poprzez kontakt z gwiazdami NBA zyskują nowe bodźce do pracy nad sobą. W Klubie duży nacisk kładziemy na promocję dyscypliny: od września będziemy wraz z Urzędem Miasta Lublin realizować ministerialny projekt w ramach programu „Kibicuję bezpiecznie”; objęliśmy swoim patronatem jeden z projektów w Budżecie Obywatelskim Lublina na 2016 r – projekt Akademii Koszykówki Marcina Gortata.
- Jak duży procent budżetu wydajecie obecnie na pensje dla zawodników?
– W zeszłym sezonie to było około 70 procent. W tym pewnie będzie podobnie, ale ciężko mi teraz powiedzieć, bo nie podpisaliśmy jeszcze umowy z zagranicznymi koszykarzami. Razem z trenerem cały czas pracujemy nad tym, żeby te pieniądze były wydawane w jak najbardziej efektywny sposób.
- To znaczy, że pójdziecie drogą Pszczółki AZS UMCS i zamiast pierwszoroczniaków ściągniecie w tym sezonie zawodników już ogranych w Europie?
– Co roku jest pytanie, czy wziąć pierwszoroczniaka, który jakby dobrze nie był sprawdzony, zawsze pozostanie pewną niewiadomą czy obieżyświata, z jakichś powodów tym obieżyświatem będącego. My patrzymy przede wszystkim na jakość sportową. Przed rokiem trafiliśmy z Bryonem Allenem, teraz też mamy jednego zdolnego chłopaka po bardzo dobrym uniwersytecie na oku. Cały czas rozmawiamy, jesteśmy już blisko porozumienia. Możliwe, że już w środę podpiszemy kontrakt. Ale interesuje nas nie tylko rynek amerykański. Szukamy także na Wschodzie i Zachodzie Europy.
- Jest szansa, że Start w nowym sezonie będzie mocniejszy niż przed rokiem?
– Robimy wszystko, żeby tak było. Dużo będzie zależeć od zagranicznych koszykarzy, ale mamy wielu zdolnych chłopaków, którzy powinni pokazać, na co ich stać. Mam nadzieję, że na poważnie zaistnieją w Tauron Basket Lidze. Tego im i sobie życzę. Na razie ciężko mówić jednak o jakichś konkretnych założeniach punktowych czy wynikowych. Najpierw musimy skompletować skład.
- A nie zabraknie doświadczenia? Jan Grzeliński i Adam Myśliwiec nie grali jeszcze na tym poziomie rozgrywkowym, a Bartosz Ciechociński przez rok ogrywał się w Kotwicy Kołobrzeg, ale nie był tam wiodącą postacią. Wierzy pan, że nadchodzi ich czas i będą w stanie wziąć odpowiedzialność za wyniki drużyny?
– Jak pokazał przykład Jarka Trojana, trener stawia na młodych i każdy dostanie na pewno swoją szansę. To, czy ją wykorzystają, zależy tylko od nich. Chcemy, żeby możliwość gry na jak najwyższym poziomie mieli także nasi juniorzy, dlatego zgłosiliśmy drugi zespół do drugiej ligi. Traktujemy to jako inwestycję sportową.