FOT. TOMASZ RYTYCH
Legia była zdecydowanym faworytem meczu w Łęcznej i na boisku potwierdziła to w stu procentach. Zagrała mądrze, oszczędnie i zwyciężyła w pełni zasłużenie. Szkoda tylko, że Górnik nie potrafił mocniej przeciwstawić się rywalom, którzy zgarnęli trzy punkty najmniejszym nakładem sił.
– Jestem zły, bo od samego początku coś nam uciekało. Legia zdobyła dwie bramki po kontrach, traciliśmy w środku pola za dużo piłek. Nie mogę nikomu odmówić ambicji, ale grając z Legią nie można popełniać takich błędów. Można znaleźć kilka pozytywów, byliśmy dobrze przygotowani, skoncentrowani, ale to było za mało. Na tle Legii każdy wygląda słabiej, to zespół z olbrzymią jakością – komentował trener gospodarzy Jurij Szatałow, cytowany przez portal stołecznego klubu.
„Zielono-czarni” przegrali 0:2 i nie mogą na takie rozmiary narzekać. Niemal równo rok temu zostali zgnieceni przy Łazienkowskiej 0:5. Co prawda później zrewanżowali się na własnym stadionie, wygrywając sensacyjnie 3:1, ale taki zespół można pokonać raz na kilka spotkań. Tym bardziej, że poprzedni sezon okazał się bolesną lekcją dla Legii i jej trenera Henninga Berga. Wtedy Norweg cały czas rotował składem, teraz postawił na stabilizację. Efekty dziś ma takie, że z kompletem punktów i jedenastoma strzelonymi bramkami (Górnikowi dostał ich najmniej) otwiera tabelę, a reszta już ogląda jego plecy. Bo to zupełnie inny rozmiar.
Warszawianie przyjechali do Łęcznej jak po swoje. Z zimną krwią wykorzystali błędy Górnika, choć w destrukcji dwoił się i troił Tomislav Bożić. Najpierw piłkę w banalny sposób stracił Tomasz Nowak i Nemanja Nikolić nie miał żadnych problemów, aby pokonać Sergiusza Prusaka. Piątego gola w tym sezonie Węgier zdobył pięknym uderzeniem głową. Niestety, w tej sytuacji Adrian Basta, który debiutu na pewno nie będzie mógł zaliczyć do udanych, pozwolił na dokładne dośrodkowanie Michałowi Kucharczykowi. Dlatego szkoda, że w niedzielę szansy nie otrzymał Paweł Sasin.
Nikolić rządził w ataku (w drugiej połowie Berg dał mu już odpocząć), Dominik Furman w drugiej linii, a Michał Pazdan w defensywie, więc wicemistrz Polski kontrolował wydarzenia, szanując piłkę i własne siły. Górnik był bezradny, biegając tylko za rywalem, więc Szatałow całkiem słusznie na ławkę posłał wcześniej środkowych pomocników – Nowaka i Kamila Poźniaka. Granie do tyłu lub posyłanie długich i górnych podań kompletnie mijało się z celem. Kilka nieśmiałych prób ataków i „główka” Fedora Cernycha nie mogły przestraszyć nikogo, a już na pewno Legii.
– Kontynuujemy serię zwycięstw i znowu nie tracimy bramki. Takie rezultaty budują i do kolejnych meczów będziemy na pewno przystępować z pozytywnym nastawieniem. W przerwie uczulaliśmy się na błędy z meczu z Podbeskidziem, kiedy to na zbyt dużo pozwoliliśmy rywalom w drugiej połowie. Teraz było już o wiele lepiej. Nemanja od pierwszego treningu pokazywał, że jest super napastnikiem i przysporzy nam oraz kibicom wiele radości. Na boisku tylko to potwierdza – skomentował Dominik Furman na klubowym portalu.
Łęcznianie nie mieli żadnych atutów i przegrali pierwszy mecz w tym sezonie. Jednak nie ma powodu do rozdzierania szat. Tę porażkę pewnie nie jeden wkalkulował w koszty rozgrywek. Spotkanie na murawie nie było porywające, bo Legia łatwo osiągnęła cel, do przerwy dostając prezenty od gospodarzy. Później nie musiała już robić nic oszałamiającego. Jednak całość, dzięki wypełnionym trybunom i świetnemu dopingowi z obu stron, stworzyła dobre piłkarskie widowisko, w którym warto było uczestniczyć. I popatrzeć jak robią to najlepsi w kraju.
A powtórka wrażeń nastąpi już wkrótce, bo 12 sierpnia o godz. 20.30 Legia znowu przyjedzie na Lubelszczyznę, zagrać z Górnikiem w Pucharze Polski. – Nie wiem, czy trener Berg wystawi inny skład w Pucharze Polski. My zagramy na maksa, będziemy chcieli się zrewanżować – zapewnia Szatałow.