Tonował nastroje swoich zawodników, zachowywał umiar. Ale już na konferencji prasowej trener Korony nie ukrywał, że ma pretensje do arbitra, przede wszystkim o dwie decyzje
- czerwona kartkę dla Hernaniego oraz powtórzenie rzutu karnego. - Mam wiele zastrzeżeń do pracy sędziego. Czuję się niekomfortowo po tym spotkaniu, ale ciekawe jak się czuje arbiter. Za trzy dni mam mecz z Widzewem, a w Łęcznej sędziuje nam "trójka” z Łodzi - powiedział.
Bo rzeczywiście, gdyby stoper Korony został ukarany tylko żółtą kartką, nie można byłoby mówić o wielkiej pomyłce. Natomiast jeszcze więcej wątpliwości wzbudziła powtórka jedenastki. Nawet sami zawodnicy i trenerzy do końca nie znali powodów. Niektórzy uważali, że to był błąd bramkarza, inni, że obrońcy zbyt wcześnie wbiegli w pole karne. Dlatego mecz zakończył się remisem.
Ale gdyby nie okoliczności zdobywania goli przez "zielono-czarnych”, to gracze Korony pewnie cieszyliby się z jednego punktu. Bo poza strzałem w poprzeczkę Piotra Gawęckiego, kielczanie nie stworzyli klarownych okazji. Dużo więcej miał ich Górnik, w którym znowu pierwszoplanową postacią był Jakub Grzegorzewski. To on wyrównał rezultat i to po jego strzale Prejuce Nakoulma trafił do bramki.
Choć arbiter boczny wskazał na pozycję spaloną. Dobre role odegrali również obaj rezerwowi Janusz Surdykowski i Marcin Truszkowski. A jeśli do kogoś można mieć pretensje, to w głównej mierze do Rafała Niżnika, któremu tym razem występ wyraźnie nie wyszedł oraz Jakuba Wierzchowskiego, za utratę drugiej bramki.
Spotkanie z Koroną miało duży wpływ na dalszy wyścig o awans, ale także przyszłość w drużynie zawodników. Mecz z trybun oglądał już nowy szkoleniowiec Krzysztof Stawowy, który podpisał umowę do 30 czerwca 2010 roku. Jego cel to ekstraklasa. Co prawda trener zapewnia, że nie będzie rewolucji, jednak trudno sobie wyobrazić, aby w ogóle miało nie dojść do korekt.
Jakieś ruchy mogą przecież nastąpić, choćby po to, aby stawiane zadanie było umieszczone w ramach rzeczywistych. W tej chwili łęcznianie tracą do miejsca barażowego siedem punktów. Do dużo zważywszy, że wiosną trzeba będzie grać na boiskach najgroźniejszych rywali.
Ławka szkoleniowa to dopiero początek personalnych roszad w Łęcznej. Tylko do końca roku funkcję dyrektora sportowego będzie pełnił Edward Klejndinst. Dlatego na zakończenie jesieni na trybunach dużo spekulowano i o tej funkcji. W gronie potencjalnych kandydatów wymieniano Artura Kapelko, Grzegorza Wędzyńskiego i Bartosza Jurkowskiego. Ten ostatni, jak zwykle imponujący klasą, został bardzo ciepło przyjęty przez miejscowych kibiców. - Bartek witaj w domu - to tylko jeden z okrzyków skierowanych pod jego adresem.
Ale w całej tej zawierusze zapomniano o jednym człowieku - Tadeuszu Łapie. Jak zwykle będący w cieniu trener rezerw wykonał swoje zadanie "ratownika” w imponującym stylu. Zespół grający pod jego wodzą pozwolił wyleczyć kaca po Krzysztofie Chrobaku. Panie Tadziu, szacunek.