- Te słowa świadczą, że gospodarze odnieśli sukces, ale w żaden sposób nas nie pocieszają - odparł Mirosław Kosowski, asystent Ryszarda Kuźmy.
Bo Motor stracił punkty na boisku "Nafciarzy” trochę na własne życzenie. A także "życzenie” arbitra, który podjął kilka niezrozumiałych decyzji. Jedną z nich było ukaranie tylko żółtą kartą Sławomira Jarczyka, za faul bez piłki na Pawle Kowalczyku.
- To zagranie zasługiwało na "czerwień” - opowiada Kowalczyk. - Kopnął mnie bez powodu, akcja była w innym miejscu. Nawet sam zawodnik rywali mruknął do siebie pod nosem, że dostanie czerwoną kartkę. Nogę wciąż mam opuchniętą i zdartą. Oczywiście nie można przesądzać, iż w przewadze liczebnej odnieślibyśmy zwycięstwo, ale na pewno mielibyśmy na to większe szanse. Szkoda także mojej okazji, już widziałem piłkę w siatce. Mimo to bramkarz zdołał odbić piłkę.
Sytuacja z nieprzepisowym zagraniem oraz kilka innych poruszyły również Mirosława Kosowskiego.
- Faul był na wysokości naszej ławki, więc wszystko widziałem doskonale - mówi drugi trener. - Główny arbiter skonsultował się jeszcze z bocznym i sięgnął po żółty kartonik. A za tego typu zagrania nie nakłada się tak małej kary?! Zresztą, to nie pierwszy przypadek, kiedy faworyzowani są nasi, wyżej notowani, rywale. W końcówce spróbowaliśmy przycisnąć, ale byliśmy skutecznie wybijani z rytmu, a gra cały czas przerywana.
Do tego stopnia, że końcu ktoś poirytowany z trybun krzyknął w kierunku sędziego: - Przestać pilnować! Na niewiele to się zdało, podobnie jak komentarze z trybun, że z gry zwycięstwo należało się Motorowi. Niestety, po czterech meczach z rzędu (wliczając Puchar Polski), lublinianie znowu doznali porażki, obsuwając się do strefy spadkowej.
Jednak poza decyzjami arbitra, podopiecznym Ryszarda Kuźmy także przytrafiła się opłakana w skutkach pomyłka. Za mało było siły ognia, atutów w rozegraniu, przetrzymania piłki. - Wisła nie pokazała niczego olśniewającego, więc tym bardziej żal - dodaje Kosowski.
- Przy utracie gola błędy popełniło kilku naszych zawodników. W sumie, jak naliczyłem, aż sześciu piłkarzy mogło temu zapobiec. Dodatkowo napastnicy w zbyt małym stopniu byli nastawieni na oddawanie strzałów. Zabrakło też charakteru, zagraliśmy za miękko.
Potrzeba nam trochę świeżej krwi i już z w sobotę, przynajmniej w końcówce, na murawę może wybiec Kamil Oziemczuk. Już niedługo powinien być gotowy na dłuższy występ. Teraz zmierzymy się z Odrą Opole, nieobliczalnym przeciwnikiem, ale w ubiegłym sezonie mieliśmy z nią dobry bilans. Musimy szybko się podnieść, bo w naszej sytuacji nie możemy pozwolić sobie na momenty słabości - zakończył.