Zawodnik Olimpu Lublin w finale kat. 60 kg przegrał nieznacznie z Radomirem Obruśniakiem
Występ młodego podopiecznego Andrzeja Głąba trzeba jednak ocenić pozytywnie. Kowal zaprezentował w Koninie efektowny i ofensywny boks. Wprawdzie w półfinałowej walce z Dominikiem Palakiem z SAKO Gdańsk lublinianin miał trochę problemów, to jednak wygrał jednogłośnie. – On był bardzo silny, dlatego nie nastawiałem się na jakiś efektowny nokaut. Robiłem swoje i chciałem po prostu zasygnalizować moją przewagę – mówi Adrian Kowal.
Finałowy pojedynek z Radomirem Obruśniakiem był dużo bardziej zacięty. Nic dziwnego, w ringu spotkali się dwaj najlepsi pięściarze w kraju. Kowal rozpoczął z olbrzymim animuszem, a jego wściekłe ataki zepchnęły reprezentanta Róży Karlino do głębokiej defensywy. W drugiej rundzie Obruśniak przejął inicjatywę i punktował Kowala mocnymi uderzeniami. Ostatnia odsłona to była już typowa walka na wyniszczenie. Obaj pięściarze zaprezentowali naprawdę dobry boks, a sędziowie mieli twardy orzech do zgryzienia. Ostatecznie, trzech z nich wskazało na Obruśniaka, a dwóch na Kowala. – To był bardzo wyrównany pojedynek, a Adrian to niezwykle mocny rywal. W pierwszej rundzie miałem kryzys, ale później udało mi się odbudować – przyznał na antenie TVP Sport Radomir Obrusniak. – Finałowy przeciwnik jest ode mnie starszy i bardziej doświadczony. To było widać w ringu. W drugiej rundzie zmienił taktykę i pozbawił mnie moich atutów. Może powinienem zmienić taktykę w trzeciej rundzie? Teraz jest już za późno na jakiekolwiek kroki – powiedział Kowal.
Pięściarz Olimpu Lublin powoli zbliża się do końca sezonu. Najpierw jednak czeka go jeszcze występ w barwach reprezentacji Polski, która w Świeciu podejmie Węgrów. – Później muszę zrobić sobie trochę wolnego i poświęcić czas na podreperowanie zdrowia – dodaje Kowal.