Rozmowa z Danielem Iwankiem, pięciokrotnym mistrzem świata w karate
- Kiedy Daniel Iwanek wycofał się z karate tradycyjnego, wielu myślało, że zakończył on swoją karierę sportową. Tymczasem niedawno pojawiła się informacja, że w mistrzostwach świata w karate jiu-jitsu wywalczył pan kolejne dwa tytuły najlepszego zawodnika globu. Jak to możliwe, że wciąż utrzymuje się pan w wybitnej formie?
– Zakończyłem starty w karate tradycyjnym, ale nie oznacza to, że skończyłem swoją przygodę ze sportem. Wciąż jestem bardzo blisko sportu – startuję m.in. w duathlonach i triathlonach. Niedługo zamierzam wystąpić w triathlonie w Kozienicach. Odejście od karate tradycyjnego pozwoliło mi dużo głębiej wniknąć w sztuki walki. Zacząłem się błyskawicznie rozwijać. Spełniłem też jedno ze swoim marzeń i pojechałem na Okinawę, aby ćwiczyć z najważniejszymi postaciami w karate.
- Jak doszło do startu w Stendal?
– To jest bardzo ciekawa historia, bo ja nawet go nie planowałem. Dostałem zaproszenie do Niemiec i pojechałem tam myśląc, że będę uczestniczył w czymś na wzór seminarium. Na miejscu okazało się jednak, że odbywają się tam mistrzostwa świata w jiu-jitsu. Rozważałem start w trzech formułach – kumite, kata i kata z bronią. Ta pierwsza okazała się zbyt brutalna, dlatego odpuściłem ją. W kata pokazałem swoje tradycyjne kata, które prezentuję od 28 lat. W kata z bronią wystąpiłem natomiast z mieczem, z którym czuję się wyśmienicie. Udało mi się wygrać i ten sukces traktuję bardzo poważnie. Zdobycie tytułu mistrza świata w innej specjalności jest spełnieniem moich marzeń. To uzupełnia mnie jako człowieka i pokazuje moją wszechstronność.
- Dużo ludzi oglądało zawody w Stendal?
– Nie liczyłem ich wszystkich, ale była pełna hala. Dodatkowo zawody były transmitowane przez jedną z niemieckich telewizji, a miejscowa prasa poświęciła im sporo miejsca.
- Pytam, bo mam wrażenie, że w Polsce karate przechodzi ostatnio kryzys popularności. Zgadza się pan z tym?
– Myślę, że największym problemem polskiego karate jest fakt, że jesteśmy mocno podzieleni. Nie potrafimy się połączyć ze sobą. Staram się to zmieniać. Bardzo zależy mi na integracji całego środowiska sportowego, dlatego w przyszłym roku chcę stworzyć Lubelski Dzień Sportu, który mógłby odbyć się we wrześniu.
- Karate weszło do programu Igrzysk Olimpijskich w Tokio. To dobre dla tego sportu?
– Karate będzie tam dyscyplina pokazową. Kiedyś Jigoro Kano, twórca judo, powiedział, że judo jako sztuka walki skończyło się w momencie wejścia do programu Igrzysk Olimpijskich. Myślę, że karate jako sztuka walki się obroni, chociaż nie sądzę, aby utrzymało się zbyt długo w programie Igrzysk. Zbyt dużo w tym sporcie jest podziałów. Poza tym ludzie pragną krwi, a w czystym karate jej nie doświadczą. Pod tym względem dużo bardziej atrakcyjniejsze jest MMA.
- Miał pan propozycje startu w MMA?
– Nie. Nawet, jeśli bym ją dostał, to zdecydowanie bym odmówił. Jest to dla mnie zbyt brutalny sport, za dużo w nim agresji. Jest jednak kilku karateków, którzy zrobili karierę w MMA. Jednym z nich jest Damian Stasiak. To mistrz Polski w karate tradycyjnym, który teraz walczy w UFC.
- Prowadzi pan Akademię Karate Daniela Iwanka. Patrząc na pana podejście do karate, zastanawiam się czy pokazujecie ludziom tam sport czy rekreację?
– Staramy się łączyć jedno z drugim. Startujemy w zawodach, bierzemy udział w różnego rodzaju ligach, ale również rozwijamy karate jako sztukę walki. Łączymy te dwa światy. Mamy również bardzo ambitne plany. Jeden z nich zakłada powstanie nad Zalewem Zemborzyckim Japońskie Centrum Kultury i Sztuki. To byłby wspaniały ośrodek dla japońskich sztuk walki, który przyciągnąłby ludzi z całego świata.
- Kiedy uda wam się to zbudować?
– Koszt przedsięwzięcia jest bardzo duży i wynosi około 3,5 mln zł. Wierzę, że uda się pozyskać środki z wielu instytucji. W Lublinie większość sportów ma swoje miejsce. Powstają nowe stadiony piłkarskie, lekkoatletyczne, żużlowe, boiska do gry w koszykówkę, piłkę ręczną czy siatkową, natomiast tradycyjne dyscypliny, które wywodzą się z Dalekiego Wschodu, zmagają się z problemami lokalowymi. Stąd pomysł na stworzenie miejsca, w którym skupimy wszystkie sporty i sztuki walki, a przy tym zapoznamy gości z wyjątkowo prozdrowotnym modelem życia mieszkańców Japonii. Jego lokalizacja jest idealna – oddalone od zgiełku miasta i pełne harmonii miejsce, które sprzyjać będzie wewnętrznemu rozwojowi naszych gości. W najbliższych miesiącach skupiam się na wykonaniu nieco lżejszych projektów, takich jak stworzenie odpowiedniego miejsca dla karate w Biłgoraju.
- W Lublinie udało się to panu znakomicie. Ile osób trenuje w Akademii?
– W Lublinie na pewno ponad 600. Ćwiczymy w bardzo prestiżowych i świetnie wyposażonych lokalizacjach, w tym w Centrum Spotkania Kultur, Aqua Lublin czy Akademosie. Mamy jednak swoje przedstawicielstwa również m.in. w Lubartowie, Puławach czy Rykach.
Kim jest Daniel Iwanek?
Daniel Iwanek to jedna z legend karate tradycyjnego w Polsce. To trzykrotny mistrz świata w tym sporcie – swoje tytuły wywalczył w Wilnie w 2008 r., w Kurtybie w 2010 r. i w Łodzi w 2012 r. Niedawno został również mistrzem świata w karate jiu-jitsu zarówno w kata, jak i kata z bronią. Od wielu lat jest również propagatorem sportu w województwie lubelskim. Obecnie prowadzi Akademię Karate Daniela Iwanka, w której ćwiczy wiele osób z naszego regionu. Za swoją działalność otrzymał ,,Honorowy Medal Prezydenta Miasta Lublin za wybitne osiągnięcia sportowe, promocję miasta oraz popularyzację sportu wśród dzieci, młodzieży i dorosłych’’ oraz ,,Odznakę za zasługi dla Sportu Ministra Sportu i Rekreacji’’