To jeden z największych sukcesów w karierze zawodniczki MULKS Grupa Oscar Tomaszów Lubelski, która w poprzednim roku była najlepsza na świecie, ale w kategorii juniorek
Monika Skinder jechała do norweskiego Lygna praktycznie prosto z Igrzysk Olimpijskich. W Chinach zawodniczka MULKS Grupa Oscar Tomaszów Lubelski zmagała się z olbrzymimi problemami. Olimpijskie trasy wyjątkowo jej nie pasowały. Długie i strome podbiegi sprawiały, że nie mogła wykorzystać wszystkich swoich atutów, co poskutkowało rozczarowującymi rezultatami w sprincie indywidualnym, w którym nie przebrnęła przez kwalifikację. W tle jeszcze były obecne problemy wewnętrzne kadry oraz niepewność dotycząca składu polskiego zespołu w sprincie drużynowym. Ostatecznie, nasz zespół wystartował w zestawieniu Monika Skinder i Izabela Marcisz, co okazało się rewelacyjnym posunięciem. Biało-Czerwone w świetnym stylu przeszły przez półfinał, a w biegu finałowym zajęły wysokie 9 miejsce. – Moje pierwsze Igrzyska Olimpijskie za mną. Wyniki może nie były takie jakie oczekiwałam, ale cieszę się z doświadczenia jakie udało mi się zebrać. Chciałabym podziękować wszystkim za ogrom wsparcia jakie otrzymałam w tych trudnych dniach, w szczególności mojej całej rodzinie, która każdego dnia podnosiła mnie na duchu i była zawsze ze mną wtedy, kiedy ich najbardziej potrzebowałam, mimo kilometrów jakie nas dzieliły. Kolejna przygoda za mną, a teraz przyszedł czas na mistrzostwa świata młodzieżowców, które odbywają się w Norwegii, więc mam nadzieje że będziecie trzymać kciuki za udane starty – napisała przed tą startem w Lygna Monika Skinder na swoim profilu instagramowym.
Przywitanie z Norwegią było dość chłodne, bo w pierwszym swoim starcie w światowym czempionacie zajęła 11 miejsce w biegu na 10 km techniką klasyczną. Zawodniczka MULKS Grupa Oscar pobiegła jednak dość zachowawczo, przyspieszając dopiero w drugiej części dystansu. Do najlepszej na mecie, Szwajcarki Anji Weber, straciła ponad minutę. Pozostałe miejsca na podium zajęła Łotyszka Patricija Eiduka oraz Rosjanka Veronika Stepanova. Tuż za podium rywalizację skończyła Izabela Marcisz, której do brązowego medalu zabrakło 6 sek. Zawodniczka SS Prządki Ski osłabła w samej końcówce, bo na 700 m przed metą była jeszcze na medalowej pozycji.
Dla Skinder najważniejszy był jednak sobotni występ w sprincie techniką dowolną. Poranne kwalifikacje okazały się dla niej sporą mordęgą, bo zajęła w nich dopiero 19 miejsce. Miejsce w ćwierćfinale uzyskiwała tylko najlepsza 30, więc awans wcale nie był tak zupełnie bezpieczny.
O Skinder jednak od dawna wiadomo, że najlepiej czuje się w bezpośredniej walce z rywalkami, co udowodniła w fazie pucharowej. Przez ćwierćfinał i półfinał przeszła jak profesorka. Cały czas starała się trzymać czoła stawki, a w końcówce dzięki samemu „łyżwowaniu” zapewniała sobie dogodną pozycję do finiszu. Wygrała bardzo pewnie oba biegi i mogła w spokoju przygotowywać się do finału.
W nim od samego początku było wiadomo, że główną przeciwniczką będzie Moa Hansson. 20-letnia Szwedka zdobywała już w tym sezonie punkty Pucharu Świata, a w Lygne podobnie jak Skinder pewnie wygrała ćwierćfinał i półfinał. Przewidywania się sprawdziły, bo to zawodniczka Trzech Koron nadawała ton rywalizacji. Narzuciła bardzo mocne tempo, które była w stanie wytrzymać tylko Skinder. W końcówce na heroiczny zryw i dołączenie do tego duetu stać było jeszcze Rosjankę Nataliyę Mekryukovą. I to właśnie ta trójka rozdzieliła między sobą medale. Najlepsza była Hansson, a o losach srebra decydowała fotokomórka. Ona pokazała, że minimalnie lepsza była reprezentantka Polski. – Nie spodziewałam się takiego występu. Jestem bardzo szczęśliwa – powiedziała na antenie TVP Sport Monika Skinder.