ROZMOWA Z Pawłem Robakiem, organizatorem trzeciej edycji Letniego Pucharu Polski Strongman
Matka natura tym razem okazała się dla was łaskawa, bo w tym roku pogoda podczas zawodów siłaczy była idealna.
– Od dłuższego czasu prognozy były optymistyczne, dlatego nie obawialiśmy się, że powtórzy się sytuacja sprzed roku, gdy było zimno i padał deszcz. Tym razem cały dzień był słoneczny, co sprzyjało wysokiej frekwencji.
Wiadomo ile osób obejrzało zawody?
– Dokładnych danych od MOSiR jeszcze nie mam, ale szacunkowo to było od pięciu do siedmiu tysięcy widzów. Oczywiście nie w tym samym momencie, ale przez cały dzień. Niekoniecznie wszyscy byli zainteresowani naszymi zawodami, bo byli i tacy, którzy przyszli tylko na baseny, ale jednak wiele osób skusił nasz bogaty program. Nie tylko zawody strongmanów, ale i rywalizacja amatorów, do której zaprosiliśmy publiczność.
Zwycięstwo Rafała Kobylarza nie było chyba niespodzianką.
– To dziś jeden z najlepszych polskich zawodników. Ścisła światowa czołówka. Był zdecydowanym faworytem i zasłużenie wygrał. Reszcie chłopaków ciężko było z nim walczyć.
Zdecydowanie bardziej zacięta była rywalizacja o drugie miejsce.
– Chłopaki szli łeb w łeb i wszystko rozstrzygnęło się dopiero w ostatniej konkurencji. Sławek Rawiński wygrał zaledwie o pół punktu. Fajnie, że tak się to ułożyło, że Polacy byli górą, bo Słowacy przyjechali przecież w bardzo mocnym składzie, mieli też przewagę liczebną.
Zabrakło lubelskiego akcentu. Dlaczego nie wystartował Paweł Chruścicki?
– Niestety, ale na przeszkodzie stanęła kontuzja. Planowaliśmy drużynowy rewanż za ostatni pojedynek Polska – Słowacja, ale w związku z urazem Pawła zmieniliśmy plany i zorganizowaliśmy zawody indywidualne.
Która z konkurencji wzbudziła największe zainteresowanie publiczności?
– Było wiele widowiskowych zmagań, a kibice fajnie reagowali. Ciekawe było przeciąganie pick-upa, bo co prawda nie było to jakieś mega ciężkie auto, ale w zadaniu chodziło o szybkość i dynamikę, którą wykazali się zawodnicy. Przy większym samochodzie ciężko byłoby o takie wyniki. Jak zawsze widowiskowy był też zegar, który nieco zmodyfikowaliśmy, wykorzystując kajaki i piękne hostessy, ale najciekawsza była chyba dodatkowa konkurencja, czyli zmagania z maszyną. Muszę przyznać, że byłem pod wrażeniem, bo spodziewałem się, że skuter o mocy 120 KM szybciej powyrywa ręce, ale chłopaki dzielnie się trzymali. Za rok trzeba będzie pomyśleć o mocniejszej maszynie.
Organizacja kolejnych zawodów jest już przesądzona?
–Będziemy chcieli trochę rozbudować imprezę. Chcemy zrobić taki festiwalu zdrowia, sportu i urody. Jeszcze bardziej zaangażować publiczność i zaprosić do współpracy firmy z tych dziedzin. Będzie ciekawie.