Rozmowa z Tomaszem Majewskim, wiceprezesem Polskiego Związku Lekkiej Atletyki
- Jak oceni pan mistrzostwa Polski w Lublinie?
– Przede wszystkim chciałem pogratulować organizatorom, bo to była rewelacyjna impreza. Polski Związek Lekkiej Atletyki służył przede wszystkim pomocną dłonią, ale główną robotę wykonali organizatorzy. Myślę, że zawodnicy im pięknie podziękowali, bo osiągali znakomite rezultaty.
- Wydaje mi się, że najbardziej powinny cieszyć pełne trybuny. To nie zawsze było normą w przypadku mistrzostw Polski.
– Na szczęście od pewnego czasu z wypełnieniem trybun jest coraz lepiej. Muszę się jednak zgodzić, że chyba jeszcze nigdy w historii nie mieliśmy sytuacji, że na mistrzostwa Polski zabrakło biletów. Myślę, że impreza w Lublinie przypomina najlepsze mityngi na świecie.
- Sporo słów pochwały odebrała zwłaszcza lubelska bieżnia. Ona rzeczywiście jest tak szybka?
– Tak, wielu zawodników tak mówiło. Widać to zresztą po wynikach. Jeżeli dojdzie do tego właściwa pogoda, to w Lublinie można osiągać znakomite rezultaty.
- Serdecznie wyściskał się pan z Piotrem Małachowskim. Pana przyjaciel zdobył złoty medal w rzucie dyskiem...
– Tak, chociaż wiadomo, że Piotrek chciałby rzucać jeszcze dalej. To jego 12 tytuł. Wyniki osiągane przez niego w tym sezonie są pewnie dla Piotrka frustrujące. Wiadomo jednak, że kontuzja popsuła mu plany. Wierzę, że w Berlinie będzie jednak dobrze. On jest doświadczonym zawodnikiem i na pewno sobie wszystko dobrze poukłada.
- Kto zrobił na panu największe wrażenie?
– W Lublinie osiągnięto wiele znakomitych wyników. Myślę, że sobotni występ w biegu na 400 m Małgorzaty Hołub-Kowalik zasługuje na wyróżnienie. Gosia poprawiła swój rekord życiowy o pół sekundy. To bardzo dużo w tej konkurencji.
- Czy Lublin w przyszłości będzie miał okazje gościć kolejne duże imprezy?
– Zobaczymy, co się da z tym zrobić. Lublin spisał się znakomicie w roli gospodarza, więc w przyszłości może dostać nawet imprezy o zasięgu międzynarodowym.