Jak twierdzą działacze z Rejowca w 80 min spotkania do ich ławki rezerwowych podszedł komendant straży miejskiej w asyście policjanta. Mundurowi chcieli... wlepić mandaty piłkarzom gości za przeklinanie.
- Powiedzieli, żebym upomniał zawodników albo zaczną wypisywać kary - mówi Marek Jankowski, kierownik drużyny z Rejowca. - Odpowiedziałem im: spokojnie panowie. To jest mecz. Wiadomo, że nerwy ponoszą, tym bardziej, że wynik był 0:0. W odpowiedzi usłyszałem od komendanta straży, że jesteśmy bydłem, które nie umie się zachować. Za jakiś czas podszedł znowu i przeprosił za swoje słowa. Ale nas to nie satysfakcjonuje - dodaje.
Klub z Rejowca poskarżył się na organizatorów meczu do Lubelskiego Związku Piłki Nożnej. - Tak być nie może. Na boisku to przecież tylko sędzia decyduje o karach dla piłkarzy. A w trakcie meczu przeklinali jedni i drudzy. Tak jest zawsze w ferworze walki. Nic szczególnego się nie działo - zapewnia kierownik Jankowski.
Pismo ze skargą dotarło wczoraj do LZPN, który od razu zajął się wyjaśnianiem sprawy. - Rozmawiałem o tym z wiceprezesm Huraganu. Zapewnił mnie, że komendant działał z własnej inicjatywy i nie był przez klub poproszony o interwencję. Wygląda na to, że wykazał się nadgorliwością - mówi Dobrosław Stec, wiceprezes związku.
Co na to komendant? - Zachowałem się niestosownie, padło parę niepotrzebnych słów, ale przeprosiłem trzykrotnie tego pana - tłumaczy Mirosław Maraszek. - Chciałem tylko poprosić żeby piłkarze nie przeklinali. Bo nikt łącznie z sędzią nie reagował. A na trybunach było dużo małych dzieci i kobiet - dodaje.
Zdaniem Dobrosława Steca, gdyby sędziowie chcieli tak karać piłkarzy za przekleństwa, to w każdym meczu drużyny schodziłyby z boiska przed jego końcem zdekompletowane.
- To na tym ma polegać sport? Moim zdaniem to jest chore. Mam nauczkę, że najlepiej się nie wychylać i nie reagować - kwituje Maraszek.