FOT. Przemek Gąbka/gornik.leczna.com
ROZMOWA Z Jarosławem Niezgodą, wychowankiem Opolanina Opole Lubelskie, obecnie zawodnikiem Ruchu Chorzów, gdzie jest wypożyczony z Legii Warszawa
- Rozpoczynałeś karierę w Opolaninie Opole Lubelskie, a dziś przez Wisłę Puławy trafiłeś na piłkarskie salony i brylujesz na nich od pierwszych chwil. Sam chyba nie spodziewałeś się, że tak się ta twoja kariera potoczy?
– To prawda. Jako nastolatek miałem oczywiście swoje plany, swoje marzenia, ale nie spodziewałem się, że moja kariera potoczy się tak szybko. Dziś jestem w Ruchu Chorzów, strzelam bramki w ekstraklasie i jestem bardzo szczęśliwy, że realizuje kolejne cele. Choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że muszę jeszcze dużo i ciężko pracować, bo jestem dopiero na początku swojej drogi.
- Powrót na Lubelszczyznę wypadł perfekcyjnie. Wygraliście 4:0, strzeliłeś gola. Czego chcieć więcej?
– Może tylko mojej lepszej indywidualnej gry, bo nie była najlepsza. Przyznam szczerze, że oczekiwałem po sobie więcej. Tym bardziej, że to był dla mnie ważny mecz, bo na trybunach zasiadło wielu moich znajomych, rodzina. Chciałem się przed nimi pokazać. Gola strzeliłem, ale mogłem zrobić więcej. No nic, najważniejsze, że wygraliśmy 4:0. Na papierze wygląda to bardzo dobrze.
- Jeśli Ruch i Górnik to dwa zespoły walczące o utrzymanie, to wy pokazaliście dziś łęcznianom, że nie mają czego szukać w ekstraklasie.
– To dopiero półmetek sezonu, więc nie można wydawać takich opinii. Jest na to za wcześnie. Inna sprawa, że nie chcielibyśmy, żeby mówiło się, że Górnik i Ruch walczą o utrzymanie. Chcielibyśmy, żeby ten Ruch był zdecydowanie wyżej i do tego dążymy. Meczem w Lublinie chcemy zacząć dobrą serię, chcemy zacząć piąć się w górę tabeli.
- Łęcznianie nie postawili wam poprzeczki zbyt wysoko.
– Nie chce wypowiadać się na temat rywali, wolę zająć się swoją drużyną. Najważniejsze, że wygraliśmy i odbiliśmy się od dna, ale nie ma też sensu przesadnie się cieszyć, bo w tabeli jest duży ścisk. Kolejna wygrana może nas wywindować w górę, a porażka znów zepchnąć na samo dno.
- W sobotę strzeliłeś już piątego gola w szóstym meczu w barwach Ruchu. Idealnie wprowadziłeś się do ekstraklasy.
– Faktycznie, strzelam te bramki dość regularnie i to na pewno cieszy. Oba ta moja skuteczność w dalszym ciągu była na takim poziomie, bo to będzie miało przełożenie zarówno na mnie indywidualnie, jak i na pozycję Ruchu w tabeli. A podkreślę jeszcze raz, że mamy zdecydowanie większe aspiracje niż gra o utrzymanie.
- Latem mówiło się, że możesz trafić do Górnika Łęczna. Rzeczywiście było coś na rzeczy?
– Był jakiś telefon, ale to był czas, gdy byłem zdecydowany na pozostanie w Legii. Chciałem walczyć o skład. Oferta z Ruchu pojawiła się pod sam koniec okienka, gdy wiedziałem już, że będzie o to ciężko. To była dynamiczna akcja, nie było wiele czasu na zastanawianie się i zdecydowałem się na transfer do Ruchu.
- Z perspektywy czasu nie żałujesz chyba, że tak się potoczyło.
– Na pewno nie. Mamy młody, ciekawy zespół, w którym jest świetna atmosfera, a ja odgrywam ważną rolę. Mam nadzieję, że to się nie zmieni, a do tego dojdą jeszcze lepsze wyniki. To tylko kwestia czasu.
- Kolejnymi bramkami możesz zasłużyć na to, żeby za rok wrócić do Legii Warszawa i grać o zdecydowanie wyższe cele.
– Taki oczywiście mam plan, choć na tę chwilę skupiam się wyłącznie na grze dla Ruchu Chorzów i młodzieżowej reprezentacji.
- Ostatni mecz z Niemcami wygraliście 1:0, ale ty przesiedziałeś na ławce rezerwowych. Ciężko będzie o miejsce w składzie na młodzieżowe Euro, tym bardziej, jeśli do drużyny narodowej dołączy jeszcze Arkadiusz Milik.
– Na pewno tak. Ja muszę w każdym meczu udowadniać, że zasługuję na miejsce w składzie, strzelać bramki. Tylko w ten sposób mogę przekonać do siebie selekcjonera. Wiadomo, że Arek czy Mariusz Stępiński to zawodnicy o uznanej renomie, ale jeśli będę strzelał wiele bramek, zapracuję na swoją szansę.