ROZMOWA Z Aldoną Morawiec, koszykarką Pszczółki AZS UMCS Lublin
– Defensywa, która od początku do końca była taka, jak sobie założyłyśmy – twarda, agresywna i zespołowa. Poza tym, już we wcześniejszych meczach udowodniłyśmy, że jeżeli przez trzy kwarty walczymy z rywalkami jak równy z równym, to jesteśmy na tyle dobrze przygotowane, że w czwartej potrafimy odskoczyć.
• Mówi pani o dobrej obronie, ale ta dobra obrona była już przed tygodniem w meczu ze Ślęzą. Tyle, że wówczas na wiele nie pozwolili wam sędziowie, którzy odgwizdywali mnóstwo fauli.
– Nie chciałabym nic więcej na ten temat mówić. Miałyśmy swoje szanse, żeby wygrać w końcówce, ale w ciągu półtorej minuty zanotowałyśmy cztery straty, podczas gdy przez cały mecz miałyśmy ich ledwie dwanaście.
• Teraz przed wami najważniejszy mecz w sezonie. Jeżeli wygracie w Siedlach, praktycznie zapewnicie sobie awans do play-off natomiast ewentualna porażka właściwie przekreśli wasze szanse.
– Zdajemy sobie sprawę, że to będzie klubowy mecz. Dobrze, że gramy akurat z MKK, a nie z Gorzowem czy Ślęzą, bo akurat one nam „leżą”. Grają wolniejszy, bardziej ułożony basket. My preferując szybszą koszykówkę mamy na nie sposób.
• Nie wiadomo czy zagra Angel Robinson, która w ostatnim spotkaniu doznała kontuzji.
– Ewentualny brak Angel byłby ogromnym osłabieniem, bo jest dla nas kluczową zawodniczką, ale na szczęście prognozy są dobre. Jest szansa, że zagra.
• Teoretycznie wciąż macie szanse na siódme miejsce, pozwalające uniknąć w pierwszej fazie Wisły Can-Pack Kraków. Nie wszystko jest jednak wyłącznie w waszych rękach.
– Matematycznie to mamy szanse nawet na szóste miejsce, ale musiałybyśmy wygrać wszystko do końca sezonu, a i tak nie ma gwarancji, że to wystarczy. Oczywiście, byłoby super, gdyby udało się skończyć na szóstym lub siódmym miejscu i uniknąć Wisły, bo z nią ciężko jest nawiązać walkę, o dwóch zwycięstwach nawet nie mówiąc. Ale spokojnie, na razie koncentrujemy się na meczu z Siedlcami.
• Tymczasem już w sobotę Mecz Gwiad. Powołanie do reprezentacji Polski nie było dla pani chyba niespodzianką?
– Przyznam, że aż tak mocno się tego nie spodziewałam. Wcześniej oczywiście byłam już powoływana, ale w załapaniu się do dwunastki pomogły mi kontuzje koleżanek. Tymczasem teraz jestem znów wśród nominowanych i bardzo mnie to cieszy, bo to pokazuje, że trenerzy doceniają to, co robię na treningach i w meczach.
• Zbliżające się wielkimi krokami mistrzostwa Europy kobiet są dla pani realnym celem czy jeszcze dość mglistym marzeniem?
– Pół na pół, bo jest to marzenie, ale nie tak odległe, jak wygranie WNBA czy Euroligi. To takie marzenie, które można zrealizować. Szanse, żeby pojechać na ten turniej są realne także ze względu na deficyt zawodniczek na mojej pozycji, bo nie będą mogły zagrać i Magda Skorek, i Agnieszka Szott.