Rozmowa z Jerzym Żytkowskim, organizatorem rozgrywek Pod koszami Dziennika Wschodniego im. Andrzeja Wawrzyckiego
Jak oceni pan właśnie zakończony sezon rozgrywek Pod koszami Dziennika Wschodniego im. Andrzeja Wawrzyckiego?
- Był lepszy niż poprzedni, bo nic nam nie przeszkadzało. Wcześniej mieliśmy przecież wojnę na Ukrainie i związany z nią kryzys uchodźczy, a także pandemię koronawirusa. Poprzednie rozgrywki kończyliśmy w hali sportowej zaprzyjaźnionej Szkoły Podstawowej nr 28, ale to nie była ta sama atmosfera, co w hali MOSiR przy al. Piłsudskiego. Pod względem sportowym widać, że poziom niesamowicie się wyrównał. Każdy mógł wygrać z każdym, czego najlepszym przykładem jest Quattro Tech. Myślę, że organizacyjnie też wszystko wyszło znakomicie. Mam olbrzymie wsparcie w osobach Marka Dejnka i Andrzeja Lipskiego.
Nie musi się pan też martwić o frekwencję, bo skład ligi nieustannie się poszerza...
- Rzeczywiście, ono jest duże. To dobrze, że wciąż jest tyle chętnych do uganiania się za piłką osób. Ta liga to nie tylko sport, ale również możliwość spotkania się z kolegami.
Symbit wygrał zasłużenie?
- Tak. Na pewno mieli też sporo szczęścia, bo kilka spotkań wygrali niewielką różnicą punktową. Chociażby w meczu z Lipa Team, w końcówce którego rywale musieli sobie radzić bez swojego lidera.
Piotr Ziółkowski został królem strzelców. Jest pan pod wrażeniem jego umiejętności?
- To znakomity zawodnik. Piotr potrafił w trakcie jednego meczu trafić aż 12 „trójek. Trzeba mieć wyrobioną rękę, aby osiągnąć taki rezultat. Skala rywala nie ma tu znaczenia.