Rozmowa z Isaakiem Wells'em, nowym zawodnikiem Wikany-Startu Lublin.
– Jestem już tutaj około dwóch tygodni i naprawdę polubiłem tych chłopaków. Uważam, że mamy w drużynie bardzo ciekawą mieszankę zawodników. Są strzelcy, specjaliści od rzutów, zbiórek, czy podań. Każdy jest w czymś dobry. Brakuje nam doświadczenia i myślę, że właśnie w tym aspekcie ja będę bardzo przydatny. W Polsce też czuję się dobrze, chociaż jest tu trochę zimno. (śmiech).
• Jak to się stało, że trafiłeś w ogóle do Lublina?
– Prawdę mówiąc miałem całkiem sporo propozycji. Ostatnio grałem w Afryce, gdzie występowałem w najlepszej drużynie na tym kontynencie. Wylądowałem tam z powodu mojej żony, która pochodzi z Nigerii. Byliśmy niepokonani, ale problemem okazała się jednak liczba minut, jakie spędzałem na parkiecie. Średnio tylko około ośmiu. Dodatkowo nie do końca dogadywałem się z trenerem. Kocham koszykówkę i dlatego zdecydowałem się na zmiany. W Polsce miałem oferty z dwóch innych drużyn, jednak Lublin był najbardziej konkretny.
• Pytałeś kogoś o Polskę?
– Tak się składa, że moi koledzy z uczelni występowali u was, jak J.J. Montgomery i Kim Adams. J.J. opowiadał mi nawet o Lublinie, że to bardzo ładne miasto. Jeżeli dobrze pamiętam, to Kim był tutaj trzy lata i chyba grał w Rosie Radom.
• Co jest twoją mocną stroną? Koledzy twierdzą, że możesz zaskoczyć rzutami z dystansu…
– Występowałem kiedyś na pozycji niskiego skrzydłowego, więc mogę rzucać za trzy i potrafię to robić. Myślę jednak, że to nie jest moja najmocniejsza strona. Najlepiej czuję się w defensywie i walce o zbiórki. Widziałem, że przegraliśmy sporo meczów w czwartej kwarcie właśnie z powodu kłopotów w obronie. Mam nadzieję, że będę w stanie to zmienić.
• Jak oceniasz Tauron Basket Ligę?
– Grałem w wielu różnych miejscach na świecie. We Włoszech, Szwajcarii, czy Bułgarii. Na razie wydaje mi się, że poziom jest podobny do tego w Szwajcarii czy na Cyprze, gdzie też miałem okazję występować. Nie jest to czołówka europejska, ale silne ligi, z których można się wybić wyżej.
• Zadebiutujesz w nowych barwach w przyszłym tygodniu?
– Na pewno tak. Zależało mi na tym, żeby rozegrać ten pierwszy mecz przed własną publicznością i byłem przekonany, że dostanę taką szansę. Niestety okazało się, że nie udało się załatwić wszystkich formalności. Dopiero na około 20 minut przed rozpoczęciem meczu dostałem telefon, że jednak nie będę mógł zagrać. Wszystko pozytywnie się jednak skończyło, bo zagraliśmy dobry mecz i wygraliśmy ważne spotkanie.
Rozmawiał Łukasz Gładysiewicz