ROZMOWA Z Lejlą Bejtić, rozgrywającą Pszczółki AZS UMCS Lublin
– Było ciężko, jak zawsze w takich przypadkach. Przegrałyśmy spotkanie, które wydawało się, że jest już wygrane. To zawsze siedzi gdzieś w głowie, tym bardziej, że doskonale wiemy, iż wszystko było w naszych rękach i głowach. Miałyśmy ten mecz pod kontrolą i powinnyśmy go wygrać, ale gdzieś się pogubiłyśmy i wypuściłyśmy zwycięstwo z rąk. Musimy wyciągnąć wnioski, a potem jak najszybciej wymazać złe wspomnienia i skoncentrować się na kolejnych meczach, bo teraz tylko one się liczą.
• Pod wieloma względami był to wasz najlepszy mecz w sezonie, ale dwa punkty zostały we Wrocławiu. Dlaczego tak się stało?
– Rywalki dostały aż 40 rzutów osobistych, my zaledwie 19, czyli mniej niż ich najlepsza pod tym względem zawodniczka Jhasmin Player, która sama wywalczyła dziesięć fauli.
• W pewnym stopniu to „zasługa” waszej agresywnej gry w defensywie.
– Owszem, grałyśmy ostro, na pograniczu faulu, ale nie brutalnie. Te 40 rzutów osobistych dla rywalek to trochę przesada, rzadko spotykana rzecz.
• Miałyście o to żal do sędziów?
– Dwie nasza zawodniczki (Aldona Morawiec i Olivia Tumiałowicz – red.) spadły za pięć fauli. Nie uważam, żeby to były właściwe decyzje. Sędziowie byli trochę zbyt dokładni, gwizdali po aptekarsku. My nie grałyśmy znowuż tak bardzo inaczej niż w innych meczach. Taki jest nasz styl, że mocno walczymy w obronie, przepychamy się, ale wydaje mi się, że to zgodne z przepisami, sędziowie nigdy nie zwracali na to baczniejszej uwagi, a teraz... W tym wszystkich zabrakło chyba trochę balansu.
• Wysoko przegrałyście też rywalizację na deskach. Tylko dlatego, że s powodu urazu nie mogła zagrać Natalia Żandarska czy były jeszcze jakieś inne powody?
– Na pewno brakowało nam Natalii, jest dla nas bardzo ważnym graczem pod koszem i mam nadzieję, że w kolejnym spotkaniu będzie już gotowa do gry, ale nie możemy zwalać winy tylko na jej absencję. Po prostu byłyśmy słabsze w tym elemencie od rywalek.
• Czego zabrakło w końcówce, żeby utrzymać korzystny wynik?
– Mimo wszystkich złych rzeczy, jakie przydarzyły się nam w tym spotkaniu, nie miałyśmy prawa przegrać tego meczu. Prowadząc sześcioma punktami trzy minuty przed końcem miałyśmy olbrzymią szansę, ale zabrakło nam chyba cierpliwości i doświadczenia. Zawodniczki Ślęzy zachowały w końcówce zimniejsze głowy.
• Same siebie postawiłyście pod ścianą. Teraz przed wami bardzo ważne spotkania z Glucose ROW Rybnik i MKK Siedlce i myśląc o ósemce musicie oba wygrać.
– Zgadza się, nie ma innej opcji. Teraz myślimy tylko o tym, żeby odnieść dwa zwycięstwa i na koniec zobaczymy, do czego to wystarczy.